Witam. Mam nadzieję, że ktoś mi pomoże, bo jestem załamana. Mam swiniaczka od początku grudnia. Po przyjeździe z nim do domu zauwazylam, ze jest bardzo zaniedbany (kupilam od osoby prywatnej), ma matowa, zgrubiałą, skore, ktora strasznie brudzi. Na drugi dzien umylam ja w mydełku dla niemowląt, nasmarowałam oliwką i po dwóch dniach zaczela sie moja walka ze skórą prosiaczka. Swinka zaczela wydrapywać sobie rany na karku. Poszlam na rutynowa kontrolę z Leo, gdzie vet stwierdziła ze swinka jest zdrowa, ale jeszcze nieoswojona. Wyjela (!) jest z uszu ogrom czarnego brudu, stwierdzila ze wygląda to na naskórek. Kazala smarować chore miejsca Clotrimazolum. Za dwa dni wrocilam do veta bo świnka zaczela aż krwawić, tak sie drapala. Dostala pierwszy zastrzyk przeciw świerzbowi, nakaz smarowania sie clottimazolum, zastrzyk ze sterydów żeby sie nie drapala i witaminę c dożylnie. Kolejny zastrzyk miala wczoraj. Objawy tylko sie nasilily. Dostala maść na inne grzyby i pasożyty wewenetrzne. Vet stwierdzila żeby podawac prosiakowi melisę, bo to może byc na podlozu psychicznym. Swinka nie da sie dotknąć. Jest poirytowana, skora schodzi jej platami! Piszczy i kwiczy przy czym sie drapie. Czesto trzesnie uszami (jak pies, który wychodzi z wody), wpada w histerię jak trzeba nalozyc jej krem na grzyba. Ograniczylam ja tylko do okazjonalnych kąpieli jak jest sucha jak wiorek. Przemywam ja czysta woda i smaruje. Dostaje także dużo witamin.
Moi drodzy pomozcie! Moze macie jakieś pomysły jak pomoc Leo? Z innym vetem widzę sie we wtorek. Moze ktoś ma podobne przezycia i moze doradzić?