Gucio ma 4 lata, od samego początku jest z nami. W naszym domu dołączył do dwóch starszych Świnków - jednego, najstarszego uwielbiał, traktował z widocznym szacunkiem, spali zawsze przytuleni. Z drugim łączyły go raczej oziębłe relacje, Julek był taką jego 'ofiarą', ale było też i tak, że spali we trzech przytuleni.
23 czerwca 2016 nasza średnia świnka - Julek - przestał jeść, siedział osowiały, miał mokry pyszczek, po dokarmianiu gerberkiem nie przełykał. Wizyta u weterynarza nie przyniosła jednoznacznej odpowiedzi, lekarz podejrzewał jednak zapalenie płuc. Mały kolega dostał antybiotyk, kolejnej dawki, która miała być podana nazajutrz - już nie doczekał.
Gutek wydawał się nie zauważyć jego nieobecności, ale jednocześnie zaczął pogorszać się stan sędziwego już Lodka. Nie ruszał się z miejsca, jadł niewiele, ale sam. Cały czas wspierany przez Gucia, nieustannie 'przyklejonego' do jego boku. My sami ledwo otrząsnęliśmy się z odejścia Julka po prawie 6 latach z nami, a już 1 czerwca pożegnaliśmy kolejnego świnka. Odszedł nagle - do tego stopnia, że ok. godziny mógł leżeć w klatce. Gutka zastaliśmy przestraszonego na drugim końcu klatki.
Od tamtej pory, gdy został sam, był trochę wycofany, widać było, że szuka brata. Jadł, choć niezbyt chętnie. Powiedzmy - dziubał co nieco. Pierwsza biegunka zbiegła się w czasie z pojawieniem się nowego lokatora w klatce, może dwa-trzy dni wcześniej. Wizyta u weterynarza, diagnozy tak naprawdę brak - prewencyjnie dał antybiotyk. Guciu brał go przez 5 dni. Jednak szczerze mówiąc - poprawy praktycznie nie było. Biegunka pozostała - raz mniejsza, raz większa. Chciałam jeszcze wspomnieć, że będąc na wizycie, na której dostaliśmy antybiotyk pytałam czy nie ma zbyt długich zębów, ponieważ w swoim życiu już kilkakrotnie miał przycinane trznonowce. Lekarz stwierdził, że są w porządku. Około tydzień po terapii antybiotykowej przestał jeść, a my zaobserowowaliśmy jego zachowanie towarzyszące zwykle problemom z zębami (zgrzytanie i inne odgłosy przy próbach karmienia np. ogórkiem, jak też chęć do jedzenia a porzucanie go po jednym kęsie). Kolejna wizyta u weta (w zeszły piątek) - rzeczywiście zęby. Operacja, przycięte. Podobno utworzył się już spory most, była też ranka na języku. Diagnoza - biegunka pojawiła się, bo nie gryzł pokarmu przez problemy z zębami. Okej, czekamy. Tymczasem - mamy wtorek, Guciu nadal na gerberkach, biegunka też mu towarzyszy, czasem większa, czasem mniejsza. Może nie byłoby w tym nic dziwnego, w końcu miał urażony język, pewnie go boli, ma uraz. Poza tym przy okazji lekarz skrócił mu też przednie ząbki (moim zdaniem za bardzo, bo nie może nic chwycić). Ale karmienie ze strzykawki odbywa się niestety 'na siłę'. Odwraca się, kręci, odchyla głowę. Propozycje all inclusive - ogórek, marchewka, jabłko, pomidorek, sałata - wszystko co lubił jeść - a on powącha i się odwraca. Do lekarza nie ma co iść, znowu będzie go faszerował antybiotykiem...
Zastanawiam się, czy może mieć to związek z utratą przyjaciela? Taka depresja? I nic nie da się zrobić tylko czekać? Czy może to jakaś anoreksja spowodowana traumą? A może problem leży gdzieś głębiej, w jego organizmie? Może miał ktoś podobną sytuację?
Będę wdzięczna za wszelkie porady i wskazówki, chcemy mu pomóc za wszelką cenę!
