Postautor: leonka » 20 maja 2017, 21:02
Trochę się u mnie pozmieniało, na smutno raczej. W zeszłym roku odeszła Tolusia, w wieku zaledwie półtora roku. Po niej dołączyliśmy do stadka Mrówkę, która chowa się dobrze. W grudniu 2016 zaczęła się jednak wędrówka do weta, zaawansowane, duże cysty u Tiny, operacja przed świętami, kontrole, wszystko ok, świnka miała bardzo ciężką operację, doszła do siebie błyskawicznie. Tosia to samo, cysty, ale mniejsze. Operacja z grudnia przełożona na styczeń, w styczniu cysty zaczęły zanikać, operacja wstrzymana, świnka pod kontrolą. W Wielkanoc nawrót cyst, znów widoczne łyse placki na boczkach. Operacja pod koniec kwietnia, po operacji wszystko ok, tylko świnka nie przybierałana wadze. 2 tygodnie po zabiegu nagle świnka-flak, szybka jazda do weta, zastrzyki wzmacniające, antybiotyk, tlen, walka trwała 40 minut, niestety Tosia odeszła. Przeprowadzono sekcję, wetesrynarz sam był wstrząśnięty tym, jak nagle świnka odeszła, rano tego dnia rodzice byli z nią na kontroli pooperacyjnej, takiej ostatniej. Było ok, świnka może trochę osowiała była. A po południu wróciłam z pracy i zastałam flaczka leżącego pod hamakiem. Dosłownie leciała przez ręce. Wszystko, pogorszenie, walka o życie i zgon nastąpiło w ok. 2 godziny. Świnka, okazało się, miała uczulenie na szwy wewnętrzne, po opreracji była żwawa, ruchliwa, dużo jadła, piła normalnie, ale rana wewnątrz nie goiła się poprawnie. Doszło ostatecznie do pęknięcia naczynia krwionośnego i wylewu krwi oraz ropy do wnętrza ciała. Coś takiego było nie do zauważenia z zewnątrz, jeszcze przy aktywnym zachowaniu Tosi wręcz komu by coś takiego do głowy przyszło. Tosia odeszła 11 maja w wieku 3 lat i 8 miesięcy, zaledwie dwa miesiące po swojej piewszej koleżance w naszym domu, 16-letniej suczce Kai. Śpijcie spokojnie za TM ze wszystkimi naszymi zwierzakami.