Przez pierwszych kilka dni dałabym świnkom spokój, pewnie dużo osób powiedziałoby Ci to samo. Wstaw im jakiś domek, chociażby prowizoryczny z niezadrukowanego kartonu i na 3-5 dni pozostaw samym sobie. Donoś tylko jedzenie i zmieniaj wodę
Muszą przywyknąć do nowej rzeczywistości. Żadnego noszenia na rękach i puszczania po domu. Nie są oswojone, a ganianie za nimi po domu i łapanie może być dla nich bardzo stresujące, mogą się poczuć zaszczute i atakowane.
Dobrze, niech córa siada przy klatce, mówi do nich spokojnie. Po 1 czy 2 dniach nie będą tego okazywać, to rzecz oczywista, bo są PRZERAŻONE. Powtarzam jeszcze raz: dajcie im odetchnąć przez tych pierwszych kilka dni i nie ingerujcie za bardzo w to, co robią. Można właśnie przesiadywać przy nich, oswajać je ze swoją obecnością, pokazywać, że ma się dobre intencje i że nic im się nie stanie. Na jedzenie bezpośrednio z ręki też jeszcze za wcześnie. Ale spokojnie, wszystko przyjdzie z czasem. Zobaczysz, któregoś dnia zaczną same wychodzić Wam na spotkanie, domagać się pieszczot i łakoci. I będzie głośno, oj będzie! Wiem, co mówię, bo jeszcze do niedawna miałam chór na 4 głosy, niestety seniorka odeszła kilka dni temu. A niedługo będę miała na 5
A tymczasem za te 3-5 dni możecie zacząć ostrożnie wsuwać im przez te przednie drzwiczki rękę ze smakołykami. Najpierw pewnie będą zabierać szybciutko i uciekać do domku. Nie zrażałabym się, to taki stan przejściowy. Z upływem dni przy takim postępowaniu powinny się stopniowo ośmielać, nie uciekać z jedzeniem, dać się pomiziać po nosie, potem po całym ciałku (uważaj na kuperki, większość świnek strasznie nie lubi, kiedy się je tam dotyka). W tym momencie można je już spróbować brać na ręce. Tylko proszę Was, nie ganiajcie ich po klatce, nie ''odławiajcie'' ich na siłę, żeby je poprzytulać. To przytulanie wcale nie poprawi nic w procesie oswajania, wręcz przeciwnie- możecie się cofnąć do ery kamienia łupanego. Także nic na siłę. Na jedzenie na zewnątrz w początkowym okresie też bym nie liczyła. Kiedy moja Koko miała jeszcze koleżankę poza klatką wszystko było ok, była żywa, nie bała się jeść tego, co im podałam, teraz zastyga w miejscu, serce wali jej jak młot i nie ma mowy o jakiejkolwiek aktywności. Zupełnie jakbyśmy wrócili do momentu przyniesienia jej do domu.
Z tego, co widzę sporo świnek nie lubi podnoszenia, nawet tych oswojonych, a co się dopiero dziwić takiemu ''świeżakowi'', który totalnie nie wie, gdzie się znalazł i jakie macie względem niego zamiary. Najwyraźniej wyczuwa niebezpieczeństwo albo boi się wysokości. Albo jedno i drugie. Sama mam samca (chodzi o tego z prawej na moim awatarze), który nie lubi, kiedy go podnoszę. 13 miesięcy, chłop mocno ponad 1,5 kg, a marudzi jak dziecko
Tak, leżenie plackiem na boku z wywalona tylną łapką to bardzo dobry objaw. Oznacza to, że świnka jest rozluźniona i zrelaksowana. Bardziej już chyba nie można
Wiesz, rozumiem Twoje obawy co do maty, zwłaszcza po tak traumatycznym przejściu. Ja też byłam sceptyczna ale przegadałam to z wetem, kiedy przyjechałam do niego zrozpaczona z częściowo wyłysiałą świnką- staruszką. Musiałam z dnia na dzień zrezygnować z trocin, DryBed (taki specjalny dywanik dla zwierząt ze specjalistycznej tkaniny wynalezionej przez Anglików w czasie wojny) był chwilowo poza moimi możliwościami finansowymi (jest to dość kosztowne jak na kawałek ''chodniczka'', jest chyba też tańsza wersja pod podobną nazwą ale nie chciałam kupować podrób), poza tym musiałabym to zamówić w sieci, nie przyszłoby to następnego dnia, a moja świnka nie mogła czekać. Matę mogłam mieć od ręki, kupiłam w składzie budowlanym po drodze do domu od weterynarza. Dałam im to, siedziałam i obserwowałam. Chłopaki skosztowali troszkę, zeskrobując cienką warstewkę z samego wierzchu, wreszcie sami dali spokój, dziewczyny musiałam odganiać. Docięłam troszkę za mały kawałek, było widać miejscami te drewniane granulki spod spodu. Przykryłam im to poduchą i myślałam, że nie zauważą. Za wszelką cenę próbowały się dostać do tego żwirku. Walka z nimi była zacięta ale ostatecznie to ja wygrałam. Nikomu się nic nie stało, odejście Pepsi to była kolej rzeczy. Kupiłam po następnym kawałku maty i docięłam tak, żeby zachodziła po ok. 1 cm na ścianki kuwety z każdej strony i żeby nie było znać granulatu. Nie zauważyłam ani śladu po świnkowych ząbkach. To znaczy, że chyba mają ciekawsze atrakcje
Z tym żwirkiem solo na dnie kuwety bym uważała, nie wiem, jak Twój ale ten mój (Pinio) jest śliski na zewnątrz i ma ostre krawędzie. Poza tym jest to cholernie twarde, więc nie sądzę, żeby było to najprzyjemniejsze dla świnek. Trzeba regularnie oglądać spody ich łapek, bo mogą stać się podrażnione, zaczerwienione, spuchnięte. W najgorszym wypadku może dojść do zapalenia, które obejmie też kości, a to kończy się amputacją. Siano na wyściółkę też średnio widzę, raczej tylko jako dodatek- świeże, suche i pachnące w kuli lub paśniku. Sianko to podstawa diety świnek, powinny mieć stały dostęp do niego, tak jak do pełnowartościowej karmy i świeżej przegotowanej wody. Niedobrze jednak, gdyby na okrągło jadły to, w czym śpią i na co siusiają. Trudna przeprawa przed Tobą w poszukiwaniu tego złotego środka. Życzę kreatywności i wytrwałości
Bardzo istotna rzecz: do transportera NIGDY nie wsypuj trocin na dno. Ja zrobiłam tak jak pierwszy raz wiozłam w nim chłopaków do weterynarza. Na wierzch dałam sporo siano. Nie przewidziałam tego, że ze strachu będą chowały się nie tylko w sianku, ale też kopały w trotach. Lekarz mnie nie ochrzanił, tylko otrzepał chłopaków i powiedział, że to bardzo niebezpieczne, bo zaprószenie oczu może się skończyć czymś cholernie groźnym o bardzo złożonej nazwie, której nie pamiętam. Wywaliłam to wszystko ze środka z hukiem jak tylko wpadłam do domu. Od tamtej pory stosuję rozwiązanie ręcznik do rąk na dno (żeby odizolować świnki od bezpośredniego kontaktu z plastikiem) i na to siano. To jest tylko na czas podróży, nie zdążą wszystkiego zasiusiać, więc nic się nie stanie, jak sobie coś tam skubną
W chłodniejsze dni dobrze jest też dołożyć im do środka termofor albo chociaż dużą szklaną butelkę po soku z ciepłą wodą w środku. Zapobiegnie to utracie przez prosiaki temperatury. I całość otulić szczelnie dużym ręcznikiem złożonym na pół, tak, by wystawały tylko rączki umożliwiające noszenie. Ze swojej strony polecam transporter marki Ferplast Aladino, rozmiar największy, czyli L. Mieści mi się tam wielki proś, mały prosiaczek, butla z wodą i mogą sobie jeszcze nawet trochę pobiegać.
Najlepiej, gdybyś obejrzała dokładnie świnki w całości, czy nie widzisz niczego niepokojącego, żadnych podrażnień, obrzęków, strupków... Podejrzewam, że masz je z zoologicznego, a tam grasują różne choróbska. Dla pewności pokusiłabym się nawet o wizytę kontrolną u weterynarza. W wielu lecznicach jest to bezpłatne. Ale to dopiero za kilka dni, jak się troszkę oswoją z nową sytuacją życiową.
No to będziesz miała roboty ze swoim towarzystwem
Sama mam samca sheltie (długi, prosty, jedwabisty włos), w kolorze biszkoptowo-białym (wiem, fachowo to się nazywa inaczej, ma to wpisane w rodowodzie ale ja to przekładam na nasze
). To ten sam, który tak marudzi przy podnoszeniu
Niedawno podjęłam próbę ładnego ostrzyżenia go, niestety specjalnie mi to nie wyszło. Naoglądałam się filmików o strzyżeniu świnek na wystawy, podzieliłam sierść na 2 grupy, rozczesałam na boki. Niestety nie uwzględniłam faktu, że świnkowa sierść w codziennych warunkach układa się troszkę inaczej, czyli od głowy do tyłka, a nie na 2 strony. Musiałam to potem poprawiać, wskutek czego trochę go ogoliłam. Na szczęście powiadają, że u tej rasy włos rośnie 24 mm na miesiąc, więc za jakiś czas nie będzie znaku po tym niefortunnym przedsięwzięciu. Dobrze, żebyś do strzyżenia miała jakąś płaską powierzchnię do dyspozycji, a nie strzygła na własnych kolanach, tak jak ja. A jak już na kolanach, to wcześniej połóż sobie na nie jakąś plastikową (metalowa może być za zimna, świnki łatwo się wyziębiają i przeziębiają. Weterynarz powiedział, że nie można też stosować u nich alkoholu do dezynfekcji, bo szybko zbija temperaturę ich ciała, tak samo jak zimne dłonie) tace, czy coś innego, aby płaskiego, sztywnego i o wystarczającej powierzchni. No i uzbrój się w porządne nożyczki. Do czesania szczotka w formie zgrzebła, do znalezienia w sklepach zoologicznych. Szczotkuj min raz na 3 dni, żeby nie dopuścić do powstania kołtunów. Jak się już zrobi, to nie ma odwrotu, nie ma mowy o rozczesaniu, bo to ból i stres dla zwierzątka. Nadaje się tylko i wyłącznie do ścięcia. Ważna jest też druga osoba do pomocy, bo świnka nie zawsze siedzi grzecznie i cicho jak trusia. Kontroluj ich pazurki, przyjęło się, że powinno się je obcinać raz na miesiąc. Trzeba też robić to w odpowiedni sposób, najlepiej u weterynarza. Mój oferuje taką usługę gratis. Przerośnięte albo podcięte za mało/pod złym kątem mogą powodować kłopoty z poruszaniem się albo wyginanie się palców świnki w różne strony (straszne, moja świnka-seniorka zanim do mnie trafiła, mieszkała przez ok 2 lata w zasyfiałym akwarium, nikt o nią nie dbał, miała kilka takich powykrzywianych palców. Widocznie w tych miejscach pazury jej się nie złamały i tak rosły i rosły). A znowu za krótko obcięte powodują krwawienie z palca i cierpienie zwierzątka, tworzą też ryzyko infekcji. Ważne: kontroluj też zęby swoich chłopaków, bo będą one rosły przez całe ich życie. Zdarzają się wady zgryzu, dlatego dobrze jest porozmawiać z weterynarzem. Aby nie dopuścić do przerostu ząbków, podawaj im dużo twardych rzeczy, jak np. gałązki drzew owocowych, drewniane gryzaczki. Pomoże też duża ilość siana i warzywa ze skórką.
Jakiej wielkości masz klatkę? Absolutne minimum dla 2 prosiaków to 100 cm długości, szerokości tych sklepowych wahają się od 50 do 60 cm.
Jeśli masz jeszcze jakieś pytania, a pewnie masz mnóstwo, wejdź na stronę główną, skorzystaj z wyszukiwarki, a jeśli nie znajdziesz tego, czego szukasz, znajdź odpowiedni dział i utwórz nowy temat. Jest tu dużo dobrych duszyczek, które z pewnością Ci doradzą, odradzą, czy rozwieją ewentualne wątpliwości.
Wesołych!