W tym miejscu chciałabym powspominać i pożegnać moją wieloletnią towarzyszkę- Pepsi. Przygarnęłam ją, kiedy miałam 14 lat. Była bardzo dzielna, aż do samego końca.
Odeszła dziś rano. Zaniepokoiło nas zachowanie jej koleżanki z klatki. Piszczała głośno jak nigdy. Mój chłopak poszedł więc do kuchni po coś dobrego do jedzenia dla nich, bo myślał, że żarłoki już zgłodniały. Zastał Kokosankę czuwającą i liżącą biedną Pepsi, która leżała na boku. Trzymaliśmy ją na zmianę na kolanach, bo pospiesznie szykowaliśmy się do weterynarza. Mówiłam jej, żeby się nie wygłupiała, że niedługo będzie wiosna i będzie siedzieć całymi dniami w trawie, jak co roku. Żeby zrobiła to dla nas, dla Koko, bo co my bez niej poczniemy. Nie pomagały nawet zapewnienia o tym, że dostanie tyle ogórków, ile tylko zapragnie. Była mięciutka, wiotka, przelewała się nam przez dłonie. Najpierw oddychała rzadko i łapczywie, potem płycej ale częściej, aż wreszcie wydała ostatni oddech, leżąc na moich kolanach. Było to kilka minut po 10. Nie mogliśmy i nadal nie możemy w to uwierzyć. Zamknęła oczka i zasnęła spokojnie. Mój kochany bialutki aniołeczek.
A jeszcze wczoraj wszystko było dobrze, jadłaś ze smakiem i miałaś przeżyć nas wszystkich.
Dziękuję Ci za tyle wspólnie spędzonych lat. Nie zapomnimy Cię nigdy. Bez Ciebie nasze życie już nigdy nie będzie takie samo.
Już na zielonej łączce z Rudą, Chojrakiem i królikiem Gryzałkiem
Żarłok aż do końca
Śpij dobrze, mój kochany rozczochrańcu