Gnębi mnie co mogło stać się mojej 1,5 rocznej śwince.
27.07.2012 rano zaczęło się z nią coś dziać. Gdy rano wstałam, zobaczyłam, że świnka ma biegunkę. Szybko posprzątałam w klatce, a mama wykąpała świnkę, żeby nie była brudna. Zauważyłam, że nie zjadła karmy, którą wsypałam jej poprzedniego dnia wieczorem i wypiła bardzo mało wody, którą uzupełniłam również poprzedniego wieczora.
Później było tylko gorzej. Świnka była bardzo apatyczna. Nic nie jadła ani nie piła. Podałam jej "uderzeniową" dawkę witaminy C. Zaparzyłam świeżej mięty i z mamą napoiłyśmy ją strzykawką, po czym odstawiłyśmy do klatki aby odpoczęła. Była bardzo otępiała.
Wyszłyśmy z domu, świnka została.
O godzinie 17 wróciłyśmy, świnka siedziała w kącie w klatce, po biegunce już nie było śladu, pewnie dlatego, że nic nie jadła. Wzięłam ją i chciałam napoić, była trochę wiotka i słaba. Mama zadzwoniła do weterynarza, kazał przyjechać o 18.30. Nie wytrzymałyśmy tyle, bo z Mysią było co raz gorzej. W drodze do weterynarza, było już tragicznie. Świnka miała dziwne odruchy i tylko leżała w kartoniku. Gdy dojechałyśmy miała już siny pyszczek. Szybko popędziłyśmy do gabinetu, ja wyszłam, bo nie mogłam na to patrzeć. Weterynarz zrobił jej jakiś zastrzyk, ale już nic nie dało się zrobił. Powiedział, że prawdopodobnie to było zatrucie. Nie do końca w to wierzę, bo bardzo uważałam na to co daję śwince do jedzenia. Chciał zrobić śwince sekcję, ale stwierdziłyśmy, że nie chcemy, żeby ją jeszcze kroił, teraz żałuję, bo męczy mnie, co tak na prawdę się stało.
Być może, ktoś z Was wie co mogło się przydarzyć mojej młodziutkiej śwince