Strona 1 z 1

TAKI MAŁY, A TAKI WAŻNY

: 31 sierpnia 2017, 10:10
autor: pepe767
Wczoraj (30 sierpnia 2017 r.) musiałem uśpić moją świnkę morską. Miała na imię Watson i była z nami 6 lat. Czy można kochać takiego małego gryzonia? Oj tak, bardzo. Płakałem jak bóbr chociaż w tym roku skończyłem pięćdziesiątkę. Tym tekstem chcę się z nim pożegnać i powiedzieć jak ważny był w moim życiu. Taki mały, a taki ważny. Mówiliśmy, że jest to pieskowa świnka. I chyba naprawdę miała duszę psa. Na początku bardzo nieufna i płochliwa, potem bardzo się do nas przywiązała. Była śliczna i słodka, rozetkowa. Miała piękną, biało-brązową sierść. Świnka została kupiona …dla dzieci, które chciały mieć zwierzątko. Oczywiście po miesiącu to ja i żona musieliśmy przejąć wszystkie świnkowe obowiązki – sprzątanie, karmienie, leczenie, głaskanie, kochanie… Dla Watsona szukałem na mieście najlepszej sałaty, pietruszki. Wokół domu specjalnie zapuszczałem mlecz, żeby wiosną i latem zrywać mu świeże listki. Jak zauważyłem, że lubi natkę marchewki i liście szpinaku też je miał. Komu teraz będę to wszystko znosił? Przez 6 lat codziennie rozmawiałem z Watsonem, głaskałem go. Czasami wymyślałem mu, że jest małym burdelarzem, jak siano i wiórki z klatki trafiały na podłogę. Watson nie obrażał się, cierpliwie słuchał co mam do powiedzenia i też mówił do mnie. Wymownie opierał się przednimi łapkami o miskę i …wołał jeść. A niezły z niego był głodomór. Ważył ponad kilogram. Uwielbiał przesiadywać u mojej żony. Rozpłaszczał się wtedy podczas głaskania i pomrukiwał z zadowolenia. Mieszkał w klatce non stop otwartej, z której bał się wychodzić. Jak otwieraliśmy lodówkę, myliśmy liście warzyw albo szliśmy do niego z jedzeniem - bohatersko opierał się łapkami o brzeg drzwiczek i wystawiał głowę za klatkę jakby chciał wyskoczyć.
W tym roku, przed Bożym Narodzeniem, zauważyliśmy u Watsona powiększony sutek. Wet ocenił, że to guz i poinformował, że można go usunąć, ale znieczulenie może być śmiertelne. Świniaczek dostawał więc leki przeciwzapalne, robiliśmy mu okłady z sody oczyszczonej, smarowaliśmy maścią. Guz trochę się zmniejszał. Latem okazało się, że to ropień, który nie wiadomo kiedy się ewakuował. Została ziejąca rana, która się zainfekowała. Leczenie antybiotykami nie pomogło. Wczoraj Watson wyszedł z domku i przewrócił się idąc w stronę wyjścia lub miseczki. Tak ciężko oddychał, że wiedziałem, że to koniec. Jedyne co mogłem zrobić to ulżyć cierpieniu Mojemu Przyjacielowi. Żałuję, że zimą nie zdecydowałem się na operację.
Dzień przed uśpieniem Watsona do naszego ogrodu przybłąkał się mały kotek. Jakaś wędrówka dusz? Życie za życie? Przygarnęliśmy. Kotek – Jasiek – od wczoraj mieszka z nami. Ale cały czas myślimy o naszym kochanym Watsonie…
1.jpg

2.jpg

3.jpg

Re: TAKI MAŁY, A TAKI WAŻNY

: 31 sierpnia 2017, 22:10
autor: MagiaPL
Rozumiem co czujesz.. Hoduję świnki już kilka lat są cudowne ;)
Moja pierwsza świnka nazywała się Majek ;p Na początku w zoologicznym mówili że to samiczka więc nazwałam ją Maja, po jakimś czasie okazał się być to samczyk :D Więc został Majek.
Na początku był bardzo strachliwy, ale poświęciłam mu dużo uwagi, pokochałam go a on mnie...
Mijały miesiące, lata cuuudowne :D Bawiliśmy się, kupiłam mu nawet drugą świnkę żeby nie był samotny jak mnie nie było. Zżyli się bardzo, on się zachowywał jak by był ojcem dla tej drugiej świnki :) Wszystko było dobrze do czasu...
Pewnego dnia zaczął mniej jeść i chudnąć strasznie. Poszłam szybko do weterynarza, weterynarka podcięła mu ząbki bo mówiła że ma za długie.. Po kilku godzinach zobaczyłam że mu wypadły ;o
Zadzwoniłam do niej stwierdziła że nie wie co się stało, poszłam do innego lekarza weterynarii. Okazało się że świnką NIE WOLNO podcinać ząbków tylko ścierać :( Nowy Pan weterynarz stwierdził że ma zapalenie układu pokarmowego i przez tamtą weterynarkę zapalenie dziąseł!!! :(
Leczyłam go antybiotykami, karmiłam strzykawkami, polepszało się, ząbki urosły nowe i zdrowe..
Myślałam że będzie dobrze zaczął sam jeść, jednak dzień przed śmiercią osłab, z rana już nie żył.. :( :( :(
Płakałam tak jak Ty mówisz, kochałam takie małe stworzonko. Nawet jego przyjaciel nie mógł się pozbierać. Był osowiały przez kilka dni.. Minęło już ponad 1,5 roku po śmierci dalej mam go w sercu.....
Wiec że z czasem będzie lepiej ale zawsze będziesz o nim pamiętał tak jak ja o swoim [*]

Re: TAKI MAŁY, A TAKI WAŻNY

: 2 września 2017, 14:59
autor: pepe767
Dzięki MagiaPL. W zasadzie tylko inni hodowcy świnek są w stanie zrozumieć smutek po stracie świnki. Zastanawialiśmy się z żoną dlaczego tak kochaliśmy naszego Watsona. Są to bezbronne, w 100% zależne od ludzi stworzonka. Człowiek sie potem zastanawia czy zapewniał jej godne warunki i czy zrobił wszystko, żeby świnka mogła żyć. :(

Re: TAKI MAŁY, A TAKI WAŻNY

: 2 września 2017, 20:40
autor: Disperato
Pepe, ja też płakałem przez kilka dni po śmierci naszego świniaczka, choć również dobijam do pięćdziesiątki. Nasz świnek odszedł cichutko w nocy, nic nie wskazywało na to że coś z nim może być nie tak. Przez długi czas zastanawiałem się, czy zrobiłem wszystko co było możliwe, czy czegoś nie przeoczyłem, nie mogłem sobie darować, że umarł sam w nocy, że nie było mnie przy nim wtedy.

Re: TAKI MAŁY, A TAKI WAŻNY

: 6 września 2017, 12:05
autor: pepe767
Współczuję Disperato. Nasi Bracia Mniejsi rzadko się skarżą, po prostu odchodzą [*]

Re: TAKI MAŁY, A TAKI WAŻNY

: 6 września 2017, 14:53
autor: BasiaS.
Pepe767, Disperato, choć w życiu się przed dziećmi nie przyznam, to i mnie zabolało odejście kilka dni temu za TM tego "rozdartego szczura", jakim był Tuptuś ;) Wszak ten rozdarty szczur, najgłośniej darł się na mnie domagając się jedzenia, uwagi czy kontaktu, przez ponad dwa lata. A mi sprawiało przyjemność głaskanie go po tłustym kuperku i delikatne drapanie po łysinie za uszami i nie wiedzieć czemu i kiedy, zaczęłam wyczekiwać tego pisku awanturniczego, żądającego mojego nadejścia, natychmiast. Moje pomruki na szczura-bałaganiarza, na dzieci, co bez zielska dla szczura wróciły z dworu, na złośliwą radość, gdy dzieciom nie chciało się w deszczu wynosić zasiusianych ściółek do śmietnika...
Wiem, co czujecie i wiem, że czas wcale nie leczy rany po stracie kumpla/przyjaciela, czas tylko pomaga nauczyć się z tym bólem żyć.

Disperato, wędrówka dusz... a widziałeś "Był sobie pies"?, może Twój Watson, wcale nie odszedł?