Od maja zeszłego roku miałam parkę świnek morskich. Były wtedy jeszcze całkiem małe i dopiero po jakimś czasie okazało się, że Sonia i Tina to tak naprawdę Sonia i Timon... Świnki były już trochę razem, były do siebie przywiązane i nie chcieliśmy ich rozdzielać. We wrześniu nasza parka doczekała się potomstwa: czterech pięknych samczyków. Jeden niestety umarł, ale pozostała trójka po miesiącu znalazła nowe domy. Gapciu zamieszkał u mojego kolegi z królikiem i do tej pory żyje tam sobie szczęśliwie. Tadzik i Diabełek byli u mojej kuzynki. Jednak bezmyślna kuzynka oddała Diabełka koleżance i od tej pory Tadzik był sam. Tata całej czwórki, Timon, został wykastrowany.
Z moja parką było wszystko dobrze: kochały się i były wesołymi prosiakami. Niestety, wczoraj Sonia zmarła po kilkudniowej chorobie...

Tato nie mówiąc nic nikomu przywiózł dzisiaj Tadzika. Stwierdził, że szkoda żeby obydwoje byli osobno, skoro mogą być razem.
Wsadziliśmy Tadzika na chwilę do Timonowej klatki. Obyło się bez rozlewu krwi, Timon trącał nosem swojego syna ale ten przeraźliwie kwiczał i rozdzieliliśmy je.
Teraz są w osobnych klatkach, jednak klatki leżą blisko siebie tak, że świnki się widzą. Timon spokojnie śpi i nie reaguje na obecność drugiej świnki. Za to Tadzik jest wystraszony nowym miejscem i obecnością ludzi (kuzynka trzymała go w piwnicy, z dala od siebie...)
W związku z tym mam pytanie: czy możliwe jest zgodne życie Timona ze swoim synkiem, którego od roku nie widział?