Wydaje mi się, że ci w zoologikach sami nie wiedzą co sprzedają (oczywiście są też pasjonaci, którzy się znają).
Najlepiej czasem jak o fretkach słucham... Chciałam kupic Bajzlowi jedzenie, to mi koleś chciał sprzedac jedzenie dla gryzoni. Wskazał mi miejsce żebym sobie wybrała z pośród wystawionych gryzoniowych przysmaków... jak ja na niego naskoczyłam, biedne fretki
A drugi przypadek podsłuchałam w zoo u Niedzielskich w Galaxy. Że fretka musi siedziec cały czas w klatce bo obgryza kable i meble. Baba była święcie przekonana, że to gryzoń i musi sobie zęby tępic. Oczywiście nie mogłam tego w spokoju słuchac i też powiedziałam jej co myślę. Skąd oni biorą takich ludzi?