Co do kąpania, to czasami jednak trzeba, nawet sam zadek, chociażby ze względu na gruczoł łojowy (mój ma z nim malutkie problemy, bo łoju produkuje troszkę za dużo i chcąc nie chcąc muszę mu czasem tyłek wyprać, bo jeśli tego nie zrobię to sierść na dooopce zlepi się w skorupkę). Mój był "prany" w całości (oczywiście oprócz łepka) kilka razy, a bo to pańcia była chora i nie miał kto przez trzy dni posprzątać i głupolek wytaplał się we własnych siuśkach, a bo to się w błotku na podwórku wytarzał (rasowa świnia!) itepe itede... Także jeśli zrobimy to odpowiednio i nie zbyt często, to nie widzę problemu (oczywiście jestem przeciw kąpielom bez potrzeby, bo się nam nudzi).
Jeśli świnka załatwia się w jednym miejscu, to myślę że kupa sianka na środku klatki to nic złego. Mój uwielbia się tak wylegiwać, a jak już mu się zdarzy i popuści, to sianko można przecież wymienić, to nie majątek (;
Samiczki nie miałam, aczkolwiek mój świń
czasem "znaczy" swoje pluszowe legowiska, niestety... Jak się postara, to można wyczuć będąc na drugim końcu pokoju, ale taki urok świnkowych panów (: . Wtedy trzeba je po prostu uprać albo wyrzucić. Tak czy owak - jeśli sprząta się wystarczająco często, to nie powinno być nic czuć.
No i troszkę dłuższy "wykładzik":
Jestem przeciwnikiem wszelkich neutralizatorów, trocin zapachowych i tego typu rzeczy. Tak jak wyżej pisałam - jeśli choć troszkę się postaramy, to bez problemów w pomieszczeniu nie będzie czuć nieprzyjemnego zapaszku bez tych wszystkich specyfików. I skoro w pokoju czuć ten "cudowny owocowy zapach", to nie chcę wyobrażać sobie, jak może się w klatce świnka sztachnąć (; . Pamiętajmy, że one mają bardziej wyczulony węch, poza tym siedzą w pomieszczeniu zazwyczaj 24/7 i im zapach sztucznej truskawki czy cytrynki nie musi się wcale podobać. Poza tym tak na prawdę nie wiemy, jak to oddziałuje na ich drogi oddechowe. Nie mówię że to musi im szkodzić, aczkolwiek z tego co wiem, to trociny z drzew iglastych są odradzane właśnie ze względu na zapach (że działa szkodliwie na układ odd.) .
Z drugiej strony... Kiedyś dwa razy nie mając pod ręką zwykłego, bezzapachowego Białego Jelenia (w którym zawsze piorę świńskie rzeczy) wyprałam hamaczek w jakimś lekko pachnącym mydle... No i nie ukrywam, że w obydwu przypadkach delikatny mydlany zapaszek faktycznie się na polarze utrzymał. I co? I prosięcie me kochane i za pierwszym i za drugim razem od razu zasikało hamak największym siurem w historii, a następnie poszurało porządnie zadkiem po materiale, zostawiając za sobą śmierdzący ślad tej "mazi" do znaczenia terenu... Mam wrażenie, że zwierzaki znacznie bardziej wolą swój własny zapach niż jakiś inny i będą się starały żeby ich klatka pachniała nimi, a nie jakimiś "perfumami" (; .
Ahh - no i ten świnkowy, futerkowy zapach. Uwielbiam go <3 Prosiak już się przyzwyczaił, że czasem przykładam nos do jego futerka...