Cierpliwości... ja również zalecam w dużych dawkach

A tak w ogóle to faktycznie możliwe że śwince kojarzysz się tylko z ganianiem po pokoju. Ja swoje oswoiłam smakołykami (czytaj: pietruszka, koperek, ogórek). Najpierw po prostu kładłam te smakołyki w pobliżu świniaczków (u mnie też klatka otwarta cały czas). Potem jak zauważyłam że od razu lecą jak tylko zostawię przysmak - postanowiłam dawać z ręki (czyli trzymając przysmak w ręku). No nie od razu chciały podejść. Ale wtedy "za karę" nie dostały wcale. Oczywiście odruch miały zachowany, czyli biegły w to miejsce gdzie trzymałam przysmak. A tam??? NIC! Ja nawet wtedy nie zdążyłam od klatki odejść one już były na miejscu. Więc, po raz drugi wsadzałam rękę z przysmakiem do klatki. I wtedy decydowały, że zaryzykują i zjedzą z ręki

W tej chwili jest tak, że kiedy podchodzę, nawet bez smakołyka, do klatki- Kris wcale nie ucieka - daje się pogłaskać i odchodzę. Lary nie jest taki odważny i najczęściej ucieka. I tu należy wspomnieć, że każda świnka ma inny charakter. Jedne są mniej bojaźliwe, bądź może powinnam nazwać to odwagą

inne są bardzo zachowawcze. Te drugie potrzebują jeszcze więcej cierpliwości. Ale fajnie jest obserwować jak przekraczają granice i udają hojraków (jak nikt nie widzi)

Warto też z tego powodu mieć dwie świnki, bo ta odważniejsza ośmiela tą bojaźliwą.
Ważne, żeby świnka wiedziała, że jak podchodzisz do klatki to nie po to by ją stamtąd wyciągać.
Moje świnki jedzą duuuużżżooo zieleniny - świeżej. I jak im daję nawet całą tacę zielenicy (przynajmniej dwa razy dziennie) to pierwsze listki dostają z ręki, resztę jedzą same.
Ach i wspomniałaś, że twoja świnka siedzi pod fotelem. Czyli dla niej bezpieczniejszym miejscem niż klatka jest fotel. To nie za dobrze. Musisz tak pozmieniać ustawienie mebli/klatki, żeby to klatka była domkiem, a reszta domu wybiegiem.
Ja miałam ten sam problem. Moje sie chowały pod stolikiem na którym stała klatka, a my ich wypuszczaliśmy na wybieg. Efekt beznadziejny. Mają biegać, a chowaja się pod stolikiem i nie wychodzą. Nie mówiąc o tym, że pod stolikiem trzeba było gruuuuboooo sprzątać

za każdym razem. Usunęliśmy stolik. Postawiliśmy klatke na podłodze, a wybieg to gruby koc polarowy (sama uszyłam) a na nim domek, miski, i taki duży mostek drewniany ułożony w literę U, żeby mogły się pod nim chować. I teraz to jest najbezpieczniejsze miejsce, ale czasem pozwalają sobie na chwilę szaleństwa i idą we dwóch zobaczyć co jest z drugiej strony klatki

zawsze z mężem się śmiejemy
