Hej, moi drodzy.
wiem, że temat oswajania, to temat rzeka. Jednak wydaje mi się, że przypadek moich prośków jest dość dziwny.
Otóż mam moje świnki już dokładnie pół roku. Zostały one zabrane przez nas bardzo malutkie (zaledwie 150 gram) z koszmarnych warunków (naszym celem było je po prostu uratować). Nie mogliśmy niestety nastawić się na "zalecane metody" oswajania - czyli stopniowe "zbliżanie się do świnek", ponieważ musieliśmy interweniować u weterynarza z powodu ogromnej ilości robali - jak się potem okazało świerzba. no i wiadomo - wizyty, ciągłe oglądanie ich, kąpiele w specjalistycznym szamponie. Ponadto wyciąganie i podawanie im "na siłę" strzykawką wit. C na podbudowanie odporności (wszystko z zaleceń weterynarza)..
Sprawa ma się tak, że świnki do tej pory nie dają się złapać.
Ogólnie są wesołe, ruchliwe, ciekawskie, skubią jedzenia z ręki, upominają się głośnym piszczeniem o jedzenie.
Jednak samo zbliżenie się do nich powoduje chowanie się, złapanie też graniczy z cudem.
Jedna z nich po złapaniu potrafi się zrelaksować, wyciąga nóżki itp.
Ale druga przy łapaniu potrafi przysnąć się do krat i "panicznie skompleć" potem siedzi skurczona i w bezruchu... rzadko się zdarza, ale raz na jakiś czas potrafi się "wyluzować"
Czy jest jakaś szansa lub metoda, żeby po tych wszystkich traumach jeszcze udało się je jakoś przekonać, że moje ręce, to nie jest kompletne zło?