przypominaja sie moje kiedy je wzielam- to byly takie dzikusy, ze strach, jak sie okazalo poprzedni wlasciciel wogole ich nie bral na rece, tylko dbal o jedzenie i czystosc i na tym sie konczyla jego opieka nad swinkami, wiec kiedy je wzielam wygladaly jakby im mialy oczy wyskoczyc z orbit, skulone wiecznie, zadnego jedzenia z reki, zadnych odglosow, ucieczki i generalnie bylo widac, ze jak mnie widza to czekaja by je zjesc

Moja praca nad nimi byla dluga, systematyczna i spokojna- nieraz w klatce trzymalam reke z jedzeniem tak dlugo, ze mi cierpla, pol godz jak nie dalej..! rozmawialam z nimi caly czas glosem spokojnym, umiarkowanym- domownikow besztalam za kazda halasliwa akcje, zanim weszlam do pokoju to zaczynalam mowic by wiedzialy ze nadchodze i ze strachu sie nie kulily po katach.
Jednym slowem spedzalam z nimi caly dzien, pracowalam przy klatce by sie oswoily z dzwiekami, glosem, czynnosciami az po ok.tygodni pomalu zaczely wychylac lebki z domku i krasc szybko jedzenie z reki, widzac ze im nic nie grozi wychodzily niepewnie do miseczki, sianka i sila rzeczy musialy sie o ta moja scierpnieta reke ocierac, wiec dodatkowy stres dla nich ale daly rade- nie przestawalam rozmawiac, zachecac do wyjscia, zagadujac po imieniu- po ok.2 tyg jak juz nie uciekaly na moj widok gdy wchodzilam do pokoju postawilam klatke na podlodze, otworzylam wejscie- przykrylam kocem, by o prety nie zahaczyly i sama wyszlam do kuchni- wolalam dopoki sie nie odwazyly wyjsc, potem zachecalam salata- okres calkowitego oswajania trwal ok.miesiaca tak by nie uciekaly, nie chowaly sie, nie wytrzeszczaly oczu itd, nie stresowalam ich lapanka z klatki tylko pozwalalam wyjsc osobiscie- potem zabralam sie za wyciaganie, czyli stopniowo, pomalu, glaskajac i caly czas rozmawiajac.
Niewiadomo w ktorym miejscu nastapil blad w oswajaniu w twoim przypadku, wiec trudno odpowiedziec na twoje pytanie, poza tym niektore swinki sa trudne z natury, wiadomo kazda ma wlasny charakter.
W mojej sytuacji poczatek byl tragiczny, ale koniec koncow sa tak oswojone ze reaguja na mase roznych wyrazen typu "chcesz jesc?" i syrenada z miejsca

albo np. "wchodz do gory, wychodz, wyskakuj, hop", a nawet gdy je wypuszcze i gdzies sie zapodzieja to wolam po imieniu i dodaje "gdzie jestes, chodz tutaj" i w odpowiedzi zaczynaja wyc zasuwajac szybciutko spowrotem do pokoju chocby byly nawet i w drugim koncu mieszkania

Ale na poczatku musiala byc cisza, spokoj, zadnych krzykow czy bardziej halasliwych odglosow, wiszenie wiecznie przy nich z ta reka i gadanie caly czas, podczas wymiany klatki tez same wychodzily zadna lapanka by im stresu oszczedzic, przekupywanie smakolykami i zadnych gwaltownych odruchow bo inaczej trociny przy zrywach lecialy w kazda strone, no i byly codziennie wypuszczane na pare godz a potem na caly dzien- w jaki sposob ty swoje oswajales..?