[długi wstęp, którego nie trzeba czytać]
22 grudnia kupiłam w zoologu (żeby ich szlag trafił) młodziutką świnkę morską. Lucyferek wyglądał na zdrowego: ładnie jadł, pokwikiwał, przytulał się. Jedyne co mnie trochę niepokoiło, to że mało się ruszał, ale uznałam, że po prostu się boi, tym bardziej, że gdy był sam w klatce chodził i biegał. Dopiero wczoraj oswoił się na tyle, żeby spacerować przy mnie po biurku i podczas tej zabawy zauważyłam, że prosiaczek kuleje i zupełnie nie używa lewej, tylej łapki. Przeraziłam się tak, że nie mogłam zasnąć do 5 nad ranem i dzisiaj biegiem poleciałam z nim do weta.
Okazało się, że Lucek ma złamaną łapkę
miał zrobione prześwietlenie i weterynarz stwierdził, że złamanie jest dosyć stare, zrasta się (w sposób patologiczny, ale operacja świnkołapki nie jest konieczna) i jedyne co można teraz zrobić do dawać młodemu leki przeciwbólowe i wapń w kostce, żeby miał czym budować ten zrost.
[/długi wstęp]
I tu pojawia się mój problem, bo Lucek tej kostki z wapniem za diabła nie chce jeść. Ignoruje ją zupełnie.
Co zrobić, żeby zaczął podgryzać wapń?
No i drugi problem to taki, że weterynarz kazał mu się mało ruszać, a Lucek po zastrzyku przeciwbólowym zrobił się ruchliwy jak nigdy w życiu :] jakoś go będę musiała okiełznać xD