Dla mnie to i tak lekka przesada. A na okrągło świeżych warzyw chyba też mieć nie mogą, jakieś artykuły kiedyś czytałam, że np. jabłko co dwa, trzy dni, tak jak marchewka.
Ja wiem, że drogie, ale dla mnie już 200 złotych miesięcznie to dużo. Wiesz, ja nie dysponuję takimi kwotami, więc muszę bardziej kombinować, jak im umilić życie, i Ci zazdroszczę, że tak na spokojnie możesz wszystko kupować. Co do sprzątania to ja raz, dwa razy w tygodniu, co mnie kosztuje maksymalnie cztery złote, a trocin i tak trochę zostaje. Jakż już pisałam, u mnie rodzice dla nas kupują warzywa i owoce, więc ja zawsze albo to, co zostanie (np. ktoś nie chce jabłka, nie była zużyta cała marchewka, koperku się ostanie i coś swojego im dam) lub zawsze mamo, mamo, kup mi jabłko! A mamuś zawsze chytrze - do szczurów, tak? (tak je pieszczotliwie nazywa), ale i tak potem maluchy jabzo dostaną.
Woda również - albo przegotowana i wystygnięta z czajnika, albo z butelki, jak jest w domu. I jakoś tak kombinuję, że dużo nie wydaję, a mają wszystkie dosyć. Siana nie kupuję, bo mam ze swojej stajni, które jest dużo lepsze niż to w paczkach, bo nie ma żadnej chemii, trawa wcześnieh też nie była pryskana, a co do kolb, to kupiłam raz, i nigdy więcej. Siusiają, ale nie jedzą. -,-