Uwaga! Uwaga! W najbliższą niedzielę jedziemy do Torunia po Łowiecka!!!
Kaziu będzie miał czerwonookiego, białego, owczastego braciszka
Oczywiście ja już mam w głowie ewentualne perturbacje w łączeniu przyszłego rodzeństwa, które dzielnie pokonamy, wszak razem będą i koniec kropka
, a moje dziewczynki ich wspólne zabawy, konsumpcję i darcie gardeł na dźwięk otwieranych drzwi wejściowych (sygnał świeżej dostawa zieleninki)
Plan jest taki:
wersja moja: po powrocie wybieramy spore miejsce na podłodze wyłożone kocykiem, ogrodzone i zabezpieczone przed wścibskim Rexem i ewentualną ewakuacją któregoś z prosiąt. Wstawienie chłopaków w dwóch przeciwległych kątach i czekanie w pogotowiu na ewentualne wylewy morza krwi
W miarę odraczania przez nich wyroku śmierci, dokładanie sianka i/bądź ogórka w odpowiedniej dawce dla dwóch. Po spacyfikowaniu młodych kumpli, wprowadzenie ich do wspólnego, wcześniej świeżo wysprzątanego lokum, gdzie będą poddawani intensywnej inwigilacji, ale bez zbędnych interwencji w ich relacje.
wersja córek: pyszna zabawa w obserwowanie dwóch świnek, które zadzierzgną nić przyjaźni braterskiej do końca życia, zjadając wspólną kolację i mieszkając z sobą do końca życia, tuląc się do siebie i kłócąc czasem, ale już zawsze razem. Aha Kazik jest Wiktorii a Józik będzie Patrycji, po wyrażeniu zgody opiekuna, można pobawić się ze zwierzem. Sprawy zdrowia, zakupu wyżywienia i innych akcesoriów, to obowiązek mamy. Tata ma pamiętać o regularnych dostawach warzywek i owoców z działeczki (dziadek też).
wersja męża: z żoną to nawet do Torunia po świnkę morską i co to jest ta kawia domowa? Czy będzie przerwa na fajkę po drodze i czy dzieci też muszą jechać? Zagadają nas na śmierć... Co to za fanaberie z tym kocem na podłodze? Pamiętać o marchewce, burakach i jabłkach z działki, bo teraz to podwójny hałas po otworzeniu drzwi (ciekawe czy sąsiedzi słyszą?). Po co taka wielka klatka na takie małe stworzenie? Na dwa też jest za duża. Czy nowy też będzie kupkował tylko u córki w łóżku i czy będzie tak fejnie gruchał przy głaskaniu jak Kazik?
wersja znajomych: głupia baba jedzie setki kilometrów po świnkę morską, których w sklepie na miejscu można mieć na pęczki i to od wyboru do koloru, a w ofercie internetowej, to nawet z dowozem do domu własnego. W dodatku jakieś wizyty obcych przed i po, i kto to widział by adoptować świnkę morską i to jeszcze taką. I do czego ta umowa? To jedna świnka im nie wystarczy?
Biedny mąż i dzieci, tak dzielnie znoszą takie fanaberie
Jak mówię, że mąż i dzieci biorą w tym czynny udział, to tylko dziwnie się uśmiechają
Tylko Kazik o nic się nie martwi (poza chwilami, w których drzwi się otwierają a zielska nikt nie podaje, o czym nas bez wahania informuje). Zostawia tik taki w sporych ilościach, ciągle śpiąc, biegając, skacząc i jedząc, a w przerwach gruchając przy głaskaniu, liżąc mi palce i chowając się na szyi pod włosami, gdy jakieś czarne kundlisko zbliża swój mokry nochal do Kazikowego noska, wytykając przy tym wielki różowy jęzor.