Witam.
Dwa dni temu odszedł tatuś naszych małych świnek. Nie wiadomo dlaczego, jadł, dużo pił, nie było widać, że coś mu dolega. Rano znalazłam go leżącego w swoim kącie z otwartymi oczkami. Pogłaskałam go, ale się nie poruszył, podniosłam go, ale był sztywny. Strasznie to przeżyliśmy, był u nas od czerwca. Podejrzewam, że kobieta w sklepie sprzedała nam już starego świniaczka, bo był duży, miał duże pazurki i duże jajka. Córka bardzo to przeżyła, miała aż siniaki pod oczami od płaczu. Kupiliśmy jej następną świnkę. Ma podobno 2 miesiące, ale nie wydaje mi się i martwie się że może jest za mała. Córcia nie zniesie kolejnej straty. Mały waży 200 g podczas gdy nasze małe które mają 1,5 miesiąca ważą już po 500 g. Je ale nie pije, dopajamy go. Nie chce Vitacraftu, ani granulatu witaminowego, je tylko proso. Martwie się, że był głodzony. Jak wybieraliśmy świnki to każda jedna gryzła, rzucała się na palce. Chyba były głodne Młody miał wklęsły brzuszek, rzucał się na jedzenie. Nasz maluch przyjął kolege dobrze, jedzą razem z miseczki, młody się w niego wtula. Martwie się tylko, że jest taki mały w porównaniu z naszymi. Można mu jakoś pomóc?