Witam,
15 stycznia kupiliśmy niestety w zoologicznym dwie malukie świnki morskie samiczki. Jak się okazało następnego dnia jedna z nich ta większa zaczeła łysieć na pyszczku, odrazu udaliśmy się do weterynarza (rzekomo najlepszego w naszym mieście na podstawie opinii), który stwierdził grzybicę u Fibi (biało-rudej) wizyta kosztowała nas 70zł. Pani weterynarz poleciła nam smarować płytem, który mieliśmy rozrobić ze szklanką wody (prawdopodobnie coś na bazie siarki, ponieważ okropnie brzydko pachnie), dostaliśmy także kapsułke z małymi kuleczkami, które mamy podawać raz dziennie po 5 kuleczek rozpuszczonych w soku. Zapytaliśmy też o Bibi (mniejszą świnkę) u której nie widać objawów choroby, Pani weterynarz stwierdziła, że nie trzeba jej leczyć ani izolować skoro nie widać objawów oraz kazała przyjść na kontrolę z obiema świnkami za 2 tyg. Mamy jedną klatkę 120cm i niestey nie mamy jak jej odizolować. Bardzo martwimy się o Fibi, ponieważ podczas smarowania strasznie się wyrywa i popiskuje jakby ją bardzo bolało, gdy smarujemy miejsca zmienione chorobowo. Bardzo ciężko nakłada się to lekarstwo, ponieważ skóra świnki "jakby nie chciała go chłonąć" i mało co na niej zostaje.
Czy nasza świneczka wyzdrowieje od tych lekarstw ?
Czy ktoś miał podobny problem z takim rozwtorem do smarowania ? A może jest jakiś lepszy sposób na nakładanie go ? (My nakładamy patyczkiem higienicznym)
Prosimy o pomoc i rady.
Niżej załączamy zdjęcia.