Nie wiem już co napisać. W sobotę byłam u kolejnego już (trzeciego) weta. znowu przycięto Sonikowi siekacze, stwierdzono możliwe zwichnięcie żuchwy i dano adres do następnego weterynarza, który według tamtej lecznicy pozostał moją ostatnią szansą. Dziś jestem po wizycie (czwartej już...) u tego "specjalisty". Bo nim według mnie to on nie był. Przeżyłam dziś po prostu koszmar. Facet nawet nie miał żadnego fartucha ani rękawiczek, ale to tam jest szczegół. Narzędzia miał zardzewiałe, niezdezynfekowane. Sonika trzymał bez żadnej delikatności, choć rozumiem, bo mały się wyrywał. Wizyta trwała dośc długo, ponad 30 min musiałam czekać na swoją kolej, dużo osób czekało w kolejce. Niby wet miły, znający się na rzeczy ale na mnie dobrego wrażenia absolutnie nie zrobił. Najmierw przyciął prosiakowi trzonowce (jako jedyny z dotychczasowych wetów), później kombinował coś mu w pyszczu pilnikiem (metoda znana od perwszego weta :/) a następnie szlifował ząbki. Co do tego ostatniego to się nie wypowiem, dla mnie nie było w tym cienia delikatności. Nie wspominając tego, że świnusiowi zrobił rankę w pyszczku :wsciekly: :wsciekly: :wsciekly: Rozumiem, że ciężko takiemu zwierzakowi jest zrobić cokolwiek w mordce, ale można chyba bardziej uważać?! Nie wiem, na ile pomogły te zabiegi. Ale ja już nie ufam żadnym wetom. 4 wizyty u różnych wetów, sporo wydanej kasy a niestety poprawy jak nie było tak nie ma. jestem totalnie załamana. Sonik przy Aslanie to chodzący szkieletor. Ale nadal ma chęć zycia, chce jeść. Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby któryś z weterynarzy kazał go uśpić

A szczerze mówiąc, to w ostatnich dniach często nawiedzały mnie takie myśli. Wtedy mówiłam sobie "będzie dobrze, na pewno znajdzie się pomoc". Teraz nie jestem tego taka pewna.Tym zakończę swojego posta, bo łzy stają mi w oczach. Lecz będę walczyć do końca.