Postautor: Gegoru » 1 lutego 2020, 23:53
Wszystko zależy od weterynarza. Jeśli to jest standardowy weterynarz od psów i kotów, to dla niego świnka może być nie lada egzotyką i może do niej podchodzić różnie. Niemniej jednak, jeśli ktoś jest wysokiej klasy specjalistą, nawet od psów i kotów, a świnki mało zna, w połączeniu z pewną etyką lekarską i normalną ludzką empatią, to powinien odpowiednio zareagować i po prostu współczuć. A jak to jest weterynarz od świnek to już w ogóle, bo wydaję mi się, że jak ktoś się specjalizuje w gryzoniach, to musi je naprawdę kochać i to jest jego pasja.
Jak było w Twoim przypadku? Weterynarz-służbista czy raczej pełen empatii i współczucia?
U mnie w rodzinie jeśli chodzi o uśpienie, to była moja kotka i pies cioci/wujka. Przedstawię jak to wyglądało, z tego, co pamiętam:
1. Przykład mojej kotki. Trochę o niej napisałem w Twoim innym temacie na forum. Sytuacja była patowa i już nic nie dało się zrobić za bardzo, bo zwierzątko mocno cierpiało, samo wydalanie moczu sprawiało jej mocny ból, co i rusz śpiączki, zwierzątko kołowate, skóra, sierść inne w dotyku, ciepłota ciała zaburzona, miauczała, szukała nas, padała, leżała. Byliśmy w tym okresie u weterynarza kilka razy (i było mówione, że jak się poprawi, to bardzo dobrze, a jak nie, to trzeba się liczyć... wiadomo z czym), więc sprawa była rozwojowa, w toku i każdy z domownik był dobrej myśli i mieliśmy nadzieję, że kotka się z tego wyliże. Jak już podjęliśmy decyzje, to udaliśmy się do weterynarza, diagnoza potwierdzona, nic już nie da się więcej zrobić niż ulżyć w cierpieniu. Nawet ostatnia wizyta była odpowiednio przeprowadzona. Było ogólne badania, opowiedzieliśmy całą historię ostatniej choroby. Weterynarz był inny, w sumie nie mieliśmy żadnego stałego, bo kotka w ogóle nie chorowała, tylko rutynowe kontrole i tyle. Był to młody weterynarz, ale profesjonalny i nam współczuł, widać, że uśpienie nie przychodziło mu łatwo, bo lubi zwierzaki, ale czasem nie ma wyjścia. Powiedział nam jak to wygląda. Dał nam chyba wybór czy zostać czy wyjść, zostaliśmy i na pewno ja i moja mama (ja byłem jeszcze młodym studentem) trzymaliśmy i dotykaliśmy kotki, aby nas czuła.
Na początku dał zastrzyk, który miał mocno uspokoić zwierzątko. Nie pamiętam czy to może była narkoza, ale nie wykluczam tego, bo kotka podczas usypiania była spokojna, żadnego miauczenia, nic. Zwierzątko leżało, ledwo oddychało. Następnie podany był drugi zastrzyk. Weterynarz nie mówił jaki to był medykament, ale był definitywny, końcowy. Kotka przestała oddychać, nastąpiło zatrzymanie pracy serca. Weterynarz sprawdził przy nas czy zwierzątko na pewno nie żyje. Sprawdził czy jest oddech - brak, następnie sprawdził pracę serca za pomocą stetoskopu - brak, na samym końcu czy jest jakiś w ogóle odruch, otworzył powiekę i delikatnie postukał opuszkiem palca o oczko kotki, powieka się nie zamknęła. Kotka odeszła i tak wyglądał koniec i tak przebiegał zabieg usypiania, o ile dobrze pamiętam.
Weterynarz też dał nam wybór czy zostawić ciało czy wziąć. Wzieliśmy, kotka została pochowana w pudełku z najbliższym jej zabawkami. Znamy miejsce, niedaleko domu, koło parku, gdzie ma piękny widok. Spokój i cisza.
2. U psa wujostwa było podobnie. Nie byłem przy tym, ciocia opowiadało. Wyglądało podobnie, wujek nie mógł wytrzymać podczas uśpienia, wrócił do samochodu i płakał. Ponoć piesek miał mocne serduszko, więc po jednej dawce, serce jeszcze biło, trzeba było dać drugą większą dawkę i zwierzątko odeszło. Została (bo to ona była) pochowany w lasku, tam gdzie lubiła spacerować i miało swoje ścieżki.
Jeśli jest to dobre uśpienie, leki odpowiednio podane, w należytych proporcjach, zwierzątko nie powinno nic poczuć. Z tego co napisałaś, nie powinno mieć miejsca żaden kwik, bo świnka byłaby w narkozie. Czy jak odchodziliście od niej, to narkoza już trwała jakiś czas, zwierzątko się uspokoiło mocno, czy od razu po podaniu pierwszego zastrzyku weterynarz Was wyprosił?