Strona 1 z 1

Uśpienie świnki/eutanazja

: 1 lutego 2020, 0:03
autor: mmz
Czy ktoś z Was był przy uśpieniu świnki?

Re: Uśpienie świnki/eutanazja

: 1 lutego 2020, 1:33
autor: Gegoru
Nie wiem czy w sposób pełnym odpowiem Ci na pytanie, bo byłem przy uśpieniu swojego pierwszego zwierzaka. Co prawda był to kot, nie świnka, ale pytanie brzmi, po co pytasz? O procedurę? Wydaję mi się, że w obu przypadkach procedura jest podobna, więc jak coś, służę odpowiedzią. Tak jak Ci pisałem w innym, Twoim temacie, byłem z moim kotem aż do końca, jeśli można to tak nazwać.

Re: Uśpienie świnki/eutanazja

: 1 lutego 2020, 18:50
autor: mmz
Tak, pisałeś o kocie (dziękuję za wszystkie Twoje odpowiedzi), a ja właśnie chciałam wiedzieć, jak to ze świnkami. Koty i psy - mam wrażenie (może to tylko wrażenie) - weterynarze traktują inaczej, niż takie małe i krótko żyjące zwierzątka. Dlatego chciałam wiedzieć, jak to jest ze świnkami, czy weterynarze pozwalają być przy uśpieniu i jak to wygląda. Nam pani wytłumaczyła, że najpierw jest zastrzyk który uspokoi/ogłupi, a potem przedawkowuje się narkozę. Czy zwierzę może coś czuć? Pytam dlatego, że czekając w poczekalni, przez dwoje zamkniętych drzwi słyszeliśmy - jak nam się wydaje - krótki (ale na tyle głośny że słyszalny przez dwoje drzwi) kwik naszej świnki. Myślałam, że mi się coś wydawało, że to może np. dźwięk przesuwanego krzesła, nic nie mówiłam, dopiero mąż dzień później powiedział mi, że słyszał chyba jak jeszcze kwiknęła. Czy to normalne? Była bardzo już słaba, ledwie oddychała przecież, jej ciałko było już zwiotczałe po tym pierwszym zastrzyku, kiedy ją zostawiałam, a słychać ją było przez dwoje drzwi.

Re: Uśpienie świnki/eutanazja

: 1 lutego 2020, 23:53
autor: Gegoru
Wszystko zależy od weterynarza. Jeśli to jest standardowy weterynarz od psów i kotów, to dla niego świnka może być nie lada egzotyką i może do niej podchodzić różnie. Niemniej jednak, jeśli ktoś jest wysokiej klasy specjalistą, nawet od psów i kotów, a świnki mało zna, w połączeniu z pewną etyką lekarską i normalną ludzką empatią, to powinien odpowiednio zareagować i po prostu współczuć. A jak to jest weterynarz od świnek to już w ogóle, bo wydaję mi się, że jak ktoś się specjalizuje w gryzoniach, to musi je naprawdę kochać i to jest jego pasja.

Jak było w Twoim przypadku? Weterynarz-służbista czy raczej pełen empatii i współczucia?

U mnie w rodzinie jeśli chodzi o uśpienie, to była moja kotka i pies cioci/wujka. Przedstawię jak to wyglądało, z tego, co pamiętam:

1. Przykład mojej kotki. Trochę o niej napisałem w Twoim innym temacie na forum. Sytuacja była patowa i już nic nie dało się zrobić za bardzo, bo zwierzątko mocno cierpiało, samo wydalanie moczu sprawiało jej mocny ból, co i rusz śpiączki, zwierzątko kołowate, skóra, sierść inne w dotyku, ciepłota ciała zaburzona, miauczała, szukała nas, padała, leżała. Byliśmy w tym okresie u weterynarza kilka razy (i było mówione, że jak się poprawi, to bardzo dobrze, a jak nie, to trzeba się liczyć... wiadomo z czym), więc sprawa była rozwojowa, w toku i każdy z domownik był dobrej myśli i mieliśmy nadzieję, że kotka się z tego wyliże. Jak już podjęliśmy decyzje, to udaliśmy się do weterynarza, diagnoza potwierdzona, nic już nie da się więcej zrobić niż ulżyć w cierpieniu. Nawet ostatnia wizyta była odpowiednio przeprowadzona. Było ogólne badania, opowiedzieliśmy całą historię ostatniej choroby. Weterynarz był inny, w sumie nie mieliśmy żadnego stałego, bo kotka w ogóle nie chorowała, tylko rutynowe kontrole i tyle. Był to młody weterynarz, ale profesjonalny i nam współczuł, widać, że uśpienie nie przychodziło mu łatwo, bo lubi zwierzaki, ale czasem nie ma wyjścia. Powiedział nam jak to wygląda. Dał nam chyba wybór czy zostać czy wyjść, zostaliśmy i na pewno ja i moja mama (ja byłem jeszcze młodym studentem) trzymaliśmy i dotykaliśmy kotki, aby nas czuła.
Na początku dał zastrzyk, który miał mocno uspokoić zwierzątko. Nie pamiętam czy to może była narkoza, ale nie wykluczam tego, bo kotka podczas usypiania była spokojna, żadnego miauczenia, nic. Zwierzątko leżało, ledwo oddychało. Następnie podany był drugi zastrzyk. Weterynarz nie mówił jaki to był medykament, ale był definitywny, końcowy. Kotka przestała oddychać, nastąpiło zatrzymanie pracy serca. Weterynarz sprawdził przy nas czy zwierzątko na pewno nie żyje. Sprawdził czy jest oddech - brak, następnie sprawdził pracę serca za pomocą stetoskopu - brak, na samym końcu czy jest jakiś w ogóle odruch, otworzył powiekę i delikatnie postukał opuszkiem palca o oczko kotki, powieka się nie zamknęła. Kotka odeszła i tak wyglądał koniec i tak przebiegał zabieg usypiania, o ile dobrze pamiętam.
Weterynarz też dał nam wybór czy zostawić ciało czy wziąć. Wzieliśmy, kotka została pochowana w pudełku z najbliższym jej zabawkami. Znamy miejsce, niedaleko domu, koło parku, gdzie ma piękny widok. Spokój i cisza.

2. U psa wujostwa było podobnie. Nie byłem przy tym, ciocia opowiadało. Wyglądało podobnie, wujek nie mógł wytrzymać podczas uśpienia, wrócił do samochodu i płakał. Ponoć piesek miał mocne serduszko, więc po jednej dawce, serce jeszcze biło, trzeba było dać drugą większą dawkę i zwierzątko odeszło. Została (bo to ona była) pochowany w lasku, tam gdzie lubiła spacerować i miało swoje ścieżki.

Jeśli jest to dobre uśpienie, leki odpowiednio podane, w należytych proporcjach, zwierzątko nie powinno nic poczuć. Z tego co napisałaś, nie powinno mieć miejsca żaden kwik, bo świnka byłaby w narkozie. Czy jak odchodziliście od niej, to narkoza już trwała jakiś czas, zwierzątko się uspokoiło mocno, czy od razu po podaniu pierwszego zastrzyku weterynarz Was wyprosił?

Re: Uśpienie świnki/eutanazja

: 2 lutego 2020, 0:30
autor: mmz
Po pierwszym zastrzyku trzymałam ją na rękach nie wiem ile, myślę że na pewno 5 min, bo wet wyszła, mówiąc, że już po tym dootrzewnowym zastrzyku być może z jej słabym sercem odejdzie. Ale ona już wiotczejąc, zdobyła się jeszcze na to, żeby resztką sił przytulić się do mnie, ciało miała słabiutkie, ale oczy wydawały się całkiem przytomne jeszcze, patrzyła na mnie. Nie zasypiała. Odkąd wyszliśmy, do tego kwiku też minęło parę minut. Nie mam pojęcia ile czasu wszystko trwało, może 5 min. Nie wiem czemu ten kwik (skoro i mąż go słyszał, to chyba jednak był). I to mnie najbardziej martwi - czy nie umarła jednak w bólu.
W gabinecie była jeszcze szynszyla po zabiegu. Czy możliwe, żeby to był jej dźwięk (przypominający kwik świnki)?

Re: Uśpienie świnki/eutanazja

: 2 lutego 2020, 2:35
autor: Gegoru
Co najmniej osobliwe. Powiem tak, jak już zresztą pisałem. Jeśli dobrze da się zastrzyki, powinna to przebiec bezboleśnie jak u mojej kotki. Dziwne by było, gdyby w trakcie narkozy zwierzątko tak żywo reagowało, jakby drugi zastrzyk był tym pierwszym. Nie wiem czy kwik mógłby być dziełem tego, że świnka jest świadoma, że gaśnie i powoli przestają działać płuca, serce i mózg, zwłaszcza jak jest w narkozie. To jak człowiek jest w narkozie, to nie wie, co się wokół niego dzieje, a co dopiero świnka. Poza tym nie wiem czy mogłaby umierać w bólu, skoro to byłoby przedawkowania narkozy. Nie wstrzykują nie wiadomo czego. Raczej ukłucie mogłoby spowodować kwik, ale tylko wtedy gdyby nie było narkozy. Jak na moje nie odchodziła w bólu, jedyny kwik, jaki mógłby być to albo od szynszyla albo od ukłucia igły. Raczej byłoby to płynne odchodzenie i zasypianie. Nie wiem, co mogłoby pójść nie tak.

Ciało mogło mieć słabiutkie, bo wysiadły płuca i działały na minimalnych, do tego serce powoli gasło, ale pewnie oczy, głowa i reszta (np. układ pokarmowy) działały sprawnie z tego, co pisałaś.

Na szynszylach się nie znam. Może to od szynszyla, jest to jakaś możliwość.

Re: Uśpienie świnki/eutanazja

: 2 lutego 2020, 22:36
autor: mmz
Taką mam nadzieję, że nie odchodziła w bólu...
Rozmawiałam z siostrą, która ma szczurki, i znajomą, która niedawno musiała uśpić swojego psa.
Szczurek siostry piskiem reagował na wkłucie igły (chorował i leczony był zastrzykami) - to mogłoby potwierdzać Twoją teorię. Tylko czy świnka mogła czuć ból wkłucia po tym pierwszym uspokajająco-ogłupiającym zastrzyku?
Znowu znajoma, która była przy uśpieniu psa (wet był znajomy i przyjechał do nich do domu), mówiła, że jak odchodził, to jakby skowyczał, ale było to odruchowe, a nie przez to, że czuł ból. Więc może ewentualnie u Buni odruchem/ostatnim tchnieniem był ten pisk/gwizd.
W necie szukałam info na temat szynszyli i piszą, że mogą piszczeć, nie wiem natomiast czy tak głośno jak świnki, na youtubie znalazłam tylko jeden filmik i jeśli to jest tylko takie piszczenie, to nie wydaje mi się, żeby udało jej się z tym głosem przebić przez dwoje drzwi.

Re: Uśpienie świnki/eutanazja

: 3 lutego 2020, 13:06
autor: WSullivan80
na szczęście nie byłam w takiej sytuacji. I mam nadzieję, że nie będę, bo wierzę... że to trudna sprawa. Myślę, że nie powinnaś się zamartwiać i roztrząsać, bo to i tak do niczego nie prowadzi. Wierzę, ze podjęta przez Ciebie i męża, decyzja, była "najlepszą" z możliwych.

Marysia,
"Zwierzęta często wykazują więcej cierpliwości i akceptacji niż wielu ludzi" Daniel Tammet

Re: Uśpienie świnki/eutanazja

: 3 lutego 2020, 15:33
autor: mmz
Tak, masz rację, nie powinnam, bo to do niczego nie prowadzi, tylko się zadręczam. Ale chyba po prostu taki etap żałoby, że te pytania się pojawiły. I jak mówi mąż, nawet jeśli coś ją zabolało, to trwało to tylko chwilę. I tak lepiej niż jakby miała umierać dłużej w powolnych męczarniach z niemożności oddychania.
Na szczęście z każdym dniem jest trochę lepiej.