Świnki morskie forum / Cavia.pl

Forum o świnkach morskich

Operacja się udała, pacjentka nie żyje…

Niezbędna pomoc w przypadku podejrzenia choroby lub innych problemów.
rafi
Użytkownik
Posty: 1
Rejestracja: 18 grudnia 2012, 10:33
Kontaktowanie:

Operacja się udała, pacjentka nie żyje…

Postautor: rafi » 18 grudnia 2012, 14:18

W życiu każdego opiekuna świnki morskiej, może nadejść konieczność podjęcia decyzji o poddaniu świnki jakiemuś zabiegowi chirurgicznemu. Tak było z naszą 2-letnią Pigi, która bez wcześniejszym objawów w ciągu doby straciła futerko na boczkach w okolicy jajników. Wcześniej nigdy nie chorowała, zawsze miała świetny apetyt i doskonały humor, który udzielał się wszystkim domownikom. Była żwawa i wesoła, mimo tych nagle powstałych łysinek, które od razu nas zaniepokoiły. Szybka wizyta u weterynarz specjalizującej się w małych zwierzątkach futerkowych, badanie usg i diagnoza – cysty jajnikowe – schorzenie występujące wg. niektórych źródeł u 76% świnek. Mimo ryzyka, doktor wskazała operację, jako jedyne dobre wyjście. Przestrzegała przed odkładaniem zabiegu, co mogłoby się skończyć zaburzeniami hormonalnymi, utratą apetytu, licznymi wzdęciami,
a ostatecznie wycieńczeniem i śmiercią zwierzątka w cierpieniu. Nie chcieliśmy, by taki los spotkał naszą wyjątkową Pigi. Decyzja o oddaniu świnki na zabieg, przyszła tym łatwiej,
że pani doktor zapewniała, że nasze zwierzątko jest młode, silne, w doskonałej kondycji i pełne wigoru. Operacja ta miała być w gruncie rzeczy niczym innym, jak sterylizacją, podczas której wraz z macicą i jajnikami miały zostać usunięte owe nieszczęsne cysty. Ot, rutynowy zabieg, któremu podobno, poddaje się wiele świnkowych samiczek, a pooperacyjne komplikacje nie występują zbyt często.
Kluczowe miały być pierwsze 2 doby po zabiegu, podczas których świnka mogła wymagać bardzo wzmożonej opieki, a my wiedzieliśmy, że jesteśmy w stanie ją jej zapewnić. Potem miało być z górki.
Przekonani o konieczności ratowania Pigi i dania jej szansy na kolejne szczęśliwe lata życia, oddaliśmy naszą Pigusię na operację. Po niespełna 2 godzinach wybudzona świnka, z wygolonym i zszytym brzuszkiem wróciła do domu.

Nie chcę ze szczegółami opisywać, jak dramatyczne było krótkie, 6 dniowe życie Pigusi po operacji. Mimo czuwania przy niej dniem i nocą, prób karmienia i pojenia jej strzykawką, ciągłego kontaktu z weterynarzem (bywały dni, że jeździliśmy 2 razy dziennie), kroplówek, zastrzyków, które miały przynieść jej ulgę i ratować, przegraliśmy naprawdę heroiczną walkę o jej życie. Nasza Pigolinka odeszła na rękach swojej Pani w minioną niedzielę…

Mam w pamięci obraz naszej świnki sprzed tygodnia – żwawej, wesołej, pełnej wigoru i apetytu, wypełniającą swoją obecnością cały dom i szczęśliwej – chociaż z nieco łysymi boczkami. Nie wiem, ile by w takim stanie jeszcze pożyła. To zależy jak szybko i czy w ogóle rosłyby cysty. Może 2 miesiące, a może kolejne 2 lata?
Tak, czy inaczej, nie mogę pozbyć się myśli, że w imię dobra tego bardzo wdzięcznego zwierzątka i dla ratowania jej życia, ta operacja tylko drastycznie je skróciła, będąc brutalnym gwałtem na całym dotychczasowym, szczęśliwym istnieniu Pigi.
Nie mam pretensji do weterynarz operującej świnkę, że spartaczyła zabieg. Wykonała go skutecznie i zgodnie ze sztuką. Tylko że…

No właśnie… Nasz lęk przed przedwczesną utratą kochanego zwierzątka i możliwymi powikłaniami, gdyby choroba postępowała, spowodował u nas brak przytomności i refleksji że:
TAKICH MAŁYCH ZWIERZĄTEK NIE OPERUJE SIĘ PREWENCYJNIE!!!
Zabieg chirurgiczny TO OSTATECZNOŚĆ i ostatnia deska ratunku, gdy nie zostaje już nic innego, a świnka i tak nie ma już perspektyw na dalsze życie. Nasza Pigi, jednak miała…
Niech nasze bolesne doświadczenia, będą przestrogą dla wszystkich osób, mających podobny dylemat. NIE OPERUJCIE SWOICH ŚWINEK, jeśli bez zabiegu mają jeszcze szanse na choćby krótsze, ale normalne życie. One są zbyt małe i zbyt delikatne, aby przetrwać tak poważną ingerencję jak narkoza i otwarcie jamy brzusznej.
Nigdy nie zdecydowalibyśmy się na takie rozwiązanie, mając świadomość jakie są jego prawdziwe konsekwencje.

Piguś, jak Cię przeprosić że nie wiedzieliśmy… [']


Awatar użytkownika

Awatar użytkownika
malheureux
Użytkownik
Posty: 91
Rejestracja: 27 stycznia 2012, 22:16
Lokalizacja: okolice Konina
Świnki morskie: Binusia i Petit :)
Kontaktowanie:

Re: Operacja się udała, pacjentka nie żyje…

Postautor: malheureux » 18 grudnia 2012, 14:34

Straszne jest to co piszesz.. jest mi bardzo przykro z powodu śmierci waszej świnki.. :(
Ja mam u siebie dwie samiczki, martwię się, że im też może coś się stać..

Obrazek
Obrazek

Awatar użytkownika
Agnes87
Użytkownik
Posty: 30
Rejestracja: 10 grudnia 2012, 16:51
Lokalizacja: Tam gdzie spadaja Anioły...
Kontaktowanie:

Re: Operacja się udała, pacjentka nie żyje…

Postautor: Agnes87 » 18 grudnia 2012, 16:53

Strasznie Ci współczuje :hug: , nasza Tosia [*] odeszła 14 grudnia. Pewnie teraz obie są na Tęczowym Moście :)

Zuzia [*], Antonina [*] ...
http://www.karmimypsiaki.pl?polecajacy=90560

sandy1404
Użytkownik
Posty: 20
Rejestracja: 9 lutego 2013, 20:26
Lokalizacja: Polska
Świnki morskie: Kori
Kontaktowanie:

Re: Operacja się udała, pacjentka nie żyje…

Postautor: sandy1404 » 17 lutego 2013, 0:56

Bardzo mi przykro z powodu waszej świnki [*] Trzymajcie się. Rozumiem co czujec ...


Awatar użytkownika
Urszulka
Użytkownik
Posty: 7
Rejestracja: 22 lutego 2013, 23:07
Lokalizacja: Białystok
Świnki morskie: Samczyki: Mały i Cygan
Samiczka: Maruda
Kontaktowanie:

Re: Operacja się udała, pacjentka nie żyje…

Postautor: Urszulka » 23 lutego 2013, 8:47

Naprawdę współczuję :hug:

"Ula uwielbia swoje świniopasy"

Awatar użytkownika
Mufeska
Użytkownik
Posty: 481
Rejestracja: 19 lutego 2012, 9:43
Lokalizacja: Gniezno
Świnki morskie: Eska [*], Krówka, Limonka, Hetman, Muffin, Olek
Kontaktowanie:

Re: Operacja się udała, pacjentka nie żyje…

Postautor: Mufeska » 23 lutego 2013, 10:38

O Boże.
Współczuję straty, szczerze, z całego serca. Wiem, jakie to uczucie, kiedy myśli się o tym, że nie zrobiło się wszystkiego dobrze. Mój przypadek był nawet gorszy, wy zrobiliście to, co wydawało się najlepsze i najbezpieczniejsze. Przez niewiedzę moją i weterynarza, odeszła Eska. Miała biegunkę i wzdęcia, a dostawała silny lek na złamaną kość i antybiotyk, dodatkowo nie była w żaden sposób nawadniana. Może gdybym tak ślepo nie ufała wetowi od psów i kotów, Eska żyłaby ze swoją ukochaną siostrzyczką.
Mam nadzieję, że Pigi jest teraz dobrze. Zrobiliście wszystko, aby przeżyła. Nie przepraszajcie, ona na pewno również sobie z tego zdaje sprawę. Odeszła na rękach osoby, która ją kochała, kochana i rozpieszczana. Właśnie tak powinna wyglądać śmierć każdego zwierzaka - inne odchodzą niekochane, zapomniane, w brudzie i głodzie.
Szkoda tylko, że stało się to tak szybko. Naprawdę, z całego serca współczuję straty. Tylko prawdziwy miłośnik zwierząt wie, jaki ból towarzyszy utracie zwierzęciu.

Pigi, mam nadzieję, że jest ci tam dobrze. Może biegasz właśnie z Eską. Jeżeli tak, powiedz jej, że żałuję, że nie wiedziałam wtedy tego, co wiem teraz, i że nie mogłam jej pomóc.
Czekajcie tam za nami.

Obrazek
Krówka, Limonka, Hetman, Muffin, Olek.

Kiedyś kupię nóż i powyrzynam wszystkich wkoło, kupię nóż, zostawię tylko dwoje.

Dorota77
Użytkownik
Posty: 2
Rejestracja: 23 listopada 2015, 9:50
Kontaktowanie:

Re: Operacja się udała, pacjentka nie żyje…

Postautor: Dorota77 » 23 listopada 2015, 9:57

Witam
Mam świnkę pięcioletnią z cystą na prawym jajniku. Operacja nie wchodzi w grę-świnka może nie przeżyć z racji wieku i chorób. Jeśli ktoś ma takie doświadczenia proszę o podzielenie się mini. Dziękuję.


kociak199
Użytkownik
Posty: 16
Rejestracja: 13 grudnia 2015, 22:36
Kontaktowanie:

Re: Operacja się udała, pacjentka nie żyje…

Postautor: kociak199 » 15 grudnia 2015, 20:21

Ja niestety mam przykre doświadczenia związane z narkozą u świnek. Straciłam dwie. Pierwszą w 2009 roku, Scooby miał za długie zęby, była to moja pierwsza świnka i nie doczytałam , że takie rzeczy się zdarzają, przerost trzonowców, szybka operacja i świnka nie obudziła się po narkozie. Najprawdopodobniej nie jadła od kilku dni więc podanie narkozy dla wyczerpanego zwierzaka okazało się śmiertelne. Drugi był Zenek. To była najfajniejsza i najwdzięczniejsza świnka. Zabrałam go od kogoś kto nie lubił za bardzo zwierząt, siedział w opłakanych warunkach. Świnek był do tego stopnia wdzięczny, że często chodząc po domu sam stawał na dwie łapy prosząc by ktoś go wziął na ręce i pogłaskał. Zenek był kastrowany przeszedł operację bardzo dobrze , narkozę też więc chciałam wykastrować też Antka, też z adopcji i też z opłakanych warunków ( klatka dla chomika i smród) , Antuś nie obudził się. Był zdrowy, silny, jadł... ale zmarł. Weterynarz powiedział, że to się zdarza, przeżycie dla takiej świnki narkozy to jak 50 / 50, Nigdy więcej nie dałam świnki by podano jej narkozę. Faktem jest też, że nie miałam takiej potrzeby. Nie brałam samców do samic by ich nie kastrować. Mam złe doświadczenia i ogromne wyrzuty sumienia co do Antka. Był zdrowy a przeze mnie zmarł.


Monika1990
Użytkownik
Posty: 12
Rejestracja: 30 listopada 2015, 22:05
Kontaktowanie:

Re: Operacja się udała, pacjentka nie żyje…

Postautor: Monika1990 » 15 grudnia 2015, 23:23

Dorota77 pisze:Witam
Mam świnkę pięcioletnią z cystą na prawym jajniku. Operacja nie wchodzi w grę-świnka może nie przeżyć z racji wieku i chorób. Jeśli ktoś ma takie doświadczenia proszę o podzielenie się mini. Dziękuję.

Moja Tosia (4,5 lat) miala cysty na jajnikach. Zorientowalismy dopiero w momencie gdy swinka przestala bobkowac, pojawila sie krew w moczu i swinka cierpiala przy probie wydalenia. Jadla, hasala i pila normalnie ale w momencie gdy chciala sie zalatwic to piszczala, po chwili wszystko wracalo do normy. Cala ,,akacja,, udzielenia pomocy trwala 2 dni. Pojechalismy do weta ktory odeslal nas do kliniki calodobowej ze specjalista od swinek. Tam lekarz zrobil usg gdzie wykryl dwie ogromne cysty ale do konca nie wiedzial czy to nie zmiany rakowe poniewaz nerki zaslanialy czesciowo obraz. Podal lek przeciwzapalny. Decyzja- operacja na drugi dzien. Nie bylo innej mozliwosci bo swinka cierpiala i mogla dostac skretu torbieli lub umrzec w meczarniach przez wzdecie i brak wydalania. Operacja sie udala, Tosiunia sie wybudzila, cala w nerwach prosto z pracy jechalam ja odebrac, bylam jakies 15 minut drogi od kliniki gdzie dostalam telefon, ze swinka odeszla. Przyczyna kardiologiczna. Zmiany byly wielkosci sliwek. 4 dni ryczalam jak wol. Odeszla w piatek,13 listopada :( Do dzis za nia tesknie. To byla moja pierwsza i najukochansza swinka. Serce mi sie kraja na mysl ze byla tam sama jak ja usypiali do golenia. Mam nadzieje ze nie cierpiala :(


Awatar użytkownika
GalaxySparkle
Zasłużony
Posty: 839
Rejestracja: 11 lutego 2014, 19:44
Lokalizacja: UK
Kontaktowanie:

Re: Operacja się udała, pacjentka nie żyje…

Postautor: GalaxySparkle » 16 grudnia 2015, 18:25

Łzy napływają do oczu, gdy się czyta. :( Współczuję.


Awatar użytkownika
Świnkowy poleca


  • Podobne tematy
    Statystyki
    Ostatni post

Wróć do „Choroby i problemy”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości

  • Dołącz do nas