Strona 1 z 1

Nowotwór u świnki morskiej - nasza historia w skrócie.

: 29 listopada 2013, 20:28
autor: RybQa
Zarejestrowałam się tutaj z myślą, że może sytuacja, którą opiszę komuś pomoże w szybkiej diagnozie.
Dostałam Tobiego 5 lat temu. Nic mu nie było, żadnych przerostów zębów, wizyty u weterynarza - tylko kontrolnie. Pewnego dnia, zauważyłam z moim tatą, że świniak przestał jeść (a uwierzcie, był żarłokiem) - już nie piszczał, nie skakał na widok karmy czy ulubionej sałaty. Rzadko coś skubnął. Mało też się załatwiał.
Na drugi dzień poszliśmy do weterynarza, stwierdził, że jelita nie pracują - dał mu zastrzyki pobudzające ich pracę i powiedział, żeby go nagrzewać. Okej. Ale to nic nie dało. Świniak stał się osowiały, mało jadł,mało pił, nie biegał po klatce jak zwykle widząc nas. Weterynarz stwierdził, że to nadal może być, to co mówił wcześniej, aż nadszedł dzień, kiedy Tobi przestał chodzić. W ogóle. Nogi mu się rozjeżdżały na boki, "potykał się". Mocno zaniepokojona znów udałam się do weterynarza - on dał mu glukozę i powiedział, że nic więcej nie może zrobić, nie ma pojęcia dlaczego tak jest jak jest. Zapytany o to, czy może to być rakowe, odpowiedział, że "mimo jego wieku to nie widzi jego końca".
Kiedy kazał mi podawać Gerberki i wodę strzykawką.. załamałam się. Moja pierwsza świnka morska też tak była karmiona, szybko umarła.
W poniedziałek (28.10.13) w godzinach wieczornych Tobi miał tzw. "odjazd" - pokładał się, miał drgawki, coraz ciężej oddychał. Dziękowałam Bogu, gdy rano się obudziłam i jeszcze żył. Rozczulał mnie, kiedy nie mógł się ruszać, a gdy ja przychodziłam do niego to podnosił się na tych trzęsących łapkach i czołgał do mnie.
We wtorek (29.10.13) zostałam w domu, żeby go karmić. Cały czas przy nim siedziałam. O 12 miał "MEGA ODJAZD" - wydzielina z nosa, wypluwał gerberki, wody już nawet nie próbował przełykać. Drgawki, zupełny paraliż, oczy, że było widać białka.
O 15:15 siedziałam z nim. Nagle się zerwał, czołgał się i próbował do mnie wyskoczyć. Odłożyłam go z powrotem, a on spojrzał na mnie na 2 minuty, położył łepek na bok i umarł. Cała choroba trwała od 23.10 - 29.10.13 r.

Może wydać się Wam dziwne, to co teraz napiszę, ale był to jeden z najgorszych dni w moim życiu. Ten świniak skończył ze mną podstawówkę i gimnazjum, zaczął ze mną liceum - ale niestety nie zdążył skończyć. Szczerze mówiąc popadłam w coś na kształt depresji, bardzo się przywiązuję.
Wybaczcie, za rozpisanie się, ale mam wielką nadzieję, że gdy zauważycie szybko jakieś objawy u swojego prosiaczka, to może uda Wam się to przezwyciężyć. Poza tym miałam potrzebę opisania tego komuś, bo nikt tak jak właściciel świnki tego nie zrozumie.
Dziękuję za poświęcenie mi czasu.

Re: Nowotwór u świnki morskiej - nasza historia w skrócie.

: 29 listopada 2013, 20:37
autor: merida91
Na pewno jest mu teraz dobrze, jest wolny od choroby. Trzymaj się cieplutko...

Re: Nowotwór u świnki morskiej - nasza historia w skrócie.

: 30 listopada 2013, 0:24
autor: RybQa
merida91 pisze:Na pewno jest mu teraz dobrze, jest wolny od choroby. Trzymaj się cieplutko...


Dziękuję. To,że nie będzie cierpiał było jedynym pozytywem w tym nieszczęściu..
Dziś minął miesiąc. :(

Re: Nowotwór u świnki morskiej - nasza historia w skrócie.

: 30 listopada 2013, 13:43
autor: nugatka
Przykro mi. W takich przypadkach, kiedy weterynarz nie wie co jest śwince, należy iść do innego.

Re: Nowotwór u świnki morskiej - nasza historia w skrócie.

: 30 listopada 2013, 15:27
autor: MajaB
nugatka pisze:Przykro mi. W takich przypadkach, kiedy weterynarz nie wie co jest śwince, należy iść do innego.

Niestety ale nie zawsze jest to możliwe :sad: i nie zawsze ma sens, jeśli weterynarz zna się na małych zwierzątkach albo po prostu mu się ufa. Nie zawsze problem ze zdiagnozowaniem choroby równa się zły weterynarz. Czasami żeby dobrze zdiagnozować chorobę są potrzebne bardzo drogie badania jak np. rezonans magnetyczny który na pewno zlokalizował by problem ale bagatela 450zł to dla niektórych jest sporą sumą a i tak prawdopodobnie nic nie dałoby się już zrobić. Moją świnkę badało 6ciu lekarzy i niestety ale została uspana choć nikt nie wiedział co powoduje dolegliwości. Świniaczki są na tyle małe, że często zdiagnozowanie ciężkiej choroby np. guza w okolicach rdzenia lub splotów nerwowych, na to właśnie wygląda mi powyższy opis nic by nie dało. Może tylko właścicielka szybciej podjęłaby decyzję o uspaniu zwierzątka i by się tyle nie męczyło.

Re: Nowotwór u świnki morskiej - nasza historia w skrócie.

: 30 listopada 2013, 19:50
autor: nugatka
Dla chcącego nic trudnego, znam historie, gdzie świnki wożone były na leczenie połowę Polski do specjalistów.

Re: Nowotwór u świnki morskiej - nasza historia w skrócie.

: 1 grudnia 2013, 11:54
autor: RybQa
Byliśmy u innego weta, powiedział, że pewnie zęby. Najprościej wcisnąć zdesperowanemu właścicielowi, że zęby. Zresztą nie ma już co gdybać, ja wiem, że zrobiłam wszystko co mogłam.

Re: Nowotwór u świnki morskiej - nasza historia w skrócie.

: 1 grudnia 2013, 11:57
autor: RybQa
Ps. Co do uśpienia - chciałam to zrobić, ale wet stwierdził, że on jeszcze pożyje.

Re: Nowotwór u świnki morskiej - nasza historia w skrócie.

: 1 grudnia 2013, 12:12
autor: MajaB
Owszem można jechać do specjalisty przez pół Polski, ale to się wiąże z kosztami czasami bardzo dużymi i właścicieli po prostu na to nie stać. Czasami zmieniając weterynarza można trafić jeszcze gorzej. Nie wiem dlaczego ale odnoszę wrażenie, że momentami chęć uratowania zwierzaczka za wszelką cenę staje się silniejsza niż to jakim kosztem się to osiągnie i nie chodzi mi w tym momencie o koszta finansowe. Ważne jest to, że właściciel tak jak to napisała RybQa zrobiła wszystko co mogła.