Witam, dawno mnie tutaj nie było, życie biegnie coraz szybciej a ja razem z nim.
Chciałabym podzielić się z Wami smutną wieścią jaką wczoraj otrzymałam.
Mój niespełna 6-cio letni samczyk Filipek jest ogólnie w bardzo dobrej kondycji, dużo je, jest bardzo ruchliwy, z pozoru nie wydaje się być chory. Jednak kilka dni temu przy wizycie w przychodni na przycięcie ząbków pani dr wyczuła
zgrubienie na pyszczku po prawej stronie. Naprawdę, nie mam pojęcia kiedy to się utworzyło a często "przeglądam"
zwierzaka, dodatkowo od ok 3 miesięcy świnka łzawi z prawego oczka, już wtedy był obejrzany przez lekarza, dostał krople ale w niedużej mierze one pomogły - dziś też okazało się że na oczku jest małe owrzodzenie.
Wracając do zgrubienia, pani weterynarz zrobiła kilka zdjęć rtg w narkozie i uznała że jest to nowotwór (próbka nie została pobrana, ponieważ ponoć zgrubienie jest za twarde..), usłyszałam także że zwierzątko nie nadaje się do operacji, gdyż nie podejmie się zabiegu w takim miejscu oraz oszacuje jakieś 2 miesiące życia, może troszkę dłużej. Dostał tylko leki przeciwbólowe, których i tak jeszcze nie potrzebuje. Nie mogę się z tym pogodzić, tym bardziej że zwierzątko ani trochę nie straciło apetytu, nie jest osowiałe, normalnie wydala i nie wykazuje aby coś go bolało, a już niecałe 4 godz po wybudzeniu z narkozy funkcjonował jak najnormalniej.
Czy jest to możliwe żeby miał tylko 2 miesiące? Jest pupilem całej rodziny, wczoraj gdy czekałam na wyniki każdy z domowników dzwonił do mnie, a diagnoza nas załamała.
Kogoś z was świnka chorowała na nowotwór? Ile z nim żyła?