zień dobry
*uwaga, temat będzie stosunkowo długi, więc jeśli komuś nie chce się czytać, to niech od razu przejdzie do problemu
Od około trzech miesięcy jest ze mną Tobi. Wczoraj doszedł do niego młodszy kolega - Shiro, z tego samego miejsca. Był to "domowy" sklep zoologiczny - zwierzęta podobno pochodziły z ich własnej, domowej hodowli. Z adopcją czy hodowlą byłoby ciężko - jestem osobą niepełnoletnią, a mama by się nie zgodziła. Więc uznałam, że to by było najlepsze wyjście. Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia, i go wzięłam. Byłam tak zauroczona, że dosłownie wyleciało mi z głowy to, że może być chory... zapomniałam, z mojej własnej głupoty... Do tego Tobi był zdrowy, więc w ogóle do mnie nie docierało, aby go sprawdzić...
Wczoraj przez dwie-trzy godziny byli razem na wybiegu, wiadomo, ustalanie hierarchii i te sprawy i wszystko szło zaskakująco dobrze. Byli tak spokojni, że postanowiłam ich dać razem do klatki na noc. I świetnie się dogadują.
Ale dzisiaj rano przy głaskaniu Shiro zauważyłam coś niepokojącego - ubytek sierści przy lewym oczku i na początku grzbietu (?) (na pewno za uszkiem). Przestraszyłam się. Przy oczku, na "łysince" jest nieduża, biała plamka. Nie mam pojęcia, co może przypominać. Zaś na grzbiecie, inne, mniejsze, niełatwo dostrzegalne plamki - jest ich sporo. Przy oglądaniu zauważyłam również jakby łupież (i też takie plamki) na kuprze, również nie wiem, co to jest, a na brzuszku strupek - może ten strupek to wina Tobiego, albo ma też to jakieś powiązanie ze zmianą skórną?
Po kontakcie z nim myję dokładnie ręce, i nie wiem, czy teraz go oddzielić od Tobiego. Gdy tylko wyjmuję Shiro z klatki, Tobi za nim piszczy, a Shiro za Tobim, więc nie mam serca ich rozdzielać. Ale jeśli okaże się, że to grzybica, będę zmuszona ich od siebie rozdzielić - nie chciałabym, aby Tobi się zaraził.
Niestety, ale nasz weterynarz w niedziele jest nieczynny, więc jestem zmuszona czekać do jutra. A tak się o niego boję... przywiązałam się już do niego bardzo. A moja najlepsza przyjaciółka, która miała parę świnek przestraszyła mnie, bo jej przyjaciółka miała kiedyś świnkę, i zdechła parę miesięcy po zakupie - miała grzybicę, męczyła się i weterynarze nie dawali jej szans, była szczepiona... i uważa, że świniak od grzybicy umiera. Mimo, że się z tym nie zgadzam i czytałam, iż prosiaki na ogół od tego nie umierają, i tak najadłam się strachu. Na tym forum czytałam, że to się po prostu leczy maściami i powinno być w porządku po miesiącu.
Przesyłam też zdjęcia grzbietu, oczka i kuperka - najlepszej jakości nie są, bo ciężko trzymać świnkę i robić zdjęcia samemu. Zdjęć strupka nie robiłam, nie chcę go jeszcze bardziej stresować, poproszę o pomoc w zdjęciach jak mama wróci i prześlę resztę.
Mam nadzieję, że zdjęcia się wyświetlają