Od kilku dni moja Stefcia kichała i jakby.. prychała.
Po powrocie ze szkoły mama powiedziała mi, że jakby kasłała.
Weterynarz, który rzekomo zna się na świnkach, miał być dopiero jutro, a jak wiadomo, przy gryzoniach liczy się czas.
Zadzwoniłam więc do najbliższej kliniki weterynaryjnej. Trafiłam na weta, który również zna się na prośkach.
Zbadał ją i stwierdził, że słyszy takie szmery w oskrzelach. Od razu dał jej zastrzyk - antybiotyk + witaminy.
Świnka ogólnie skacze, rozrabia, je normalnie. Ale kiedy wet ją zważył okazało się, że schudła około 40g. Przyznam, że od jakiś 2tyg jej nie ważyłam, bo mam okropny zamęt i problemy rodzinne, przez co zapominam o najważniejszych rzeczach.
Póki co świnka jest "normalna", nie słyszałam żeby od powrotu od weta kichnęła, czy kaszlnęła. Jutro mamy stawić się z nią ponownie, po południu, i wet zdecyduje, czy dać drugą dawkę antybiotyku.
Czy mam robić coś, żeby jej się nie pogorszyło?
Ma świeżą wodę i warzywka, zmieniam jej teraz chyba 5 razy, bo się boję.
Do klatki włożyłam jej poszewkę i golf żeby miała cieplej i bardziej miękko.
W pokoju włączyłam dodatkowe ogrzewanie.
Coś jeszcze mogę zrobić?