Dzwoniliśmy do weta i już dowiedzieliśmy się co robić.
Małego przenieśliśmy w kocyku na którym świniaczki leżały i już razem z mamuśką są w klatce.
Nic nie było widać przez to, że Zośka jest strasznym kudłaczem. Poza tym, nie lubiła za bardzo wchodzić na kolana i zawsze się rozkładała do głaskania obok nas, więc nawet nie mieliśmy szansy, żeby może coś wyczuć przy mizianku. Lekko przytyła, ale też się wydłużyła, więc myśleliśmy, że po prostu urosła.Także jej poród był dla nas kompletnym szokiem.