Witam
Posiadaczką prosiaków jestem od niedawna więc wciąż się o nich uczę i często korzystam z informacji z Waszego forum A więc zacznę od początku.Pierwszą świnkę zakupiłam w listopadzie była malutka miała miesiąc może półtora.Jak to już wszystkim wiadomo zakup w zoologicznym=chora świnka.Po tygodniu okazało się że moja "mała"ma wszoły więc pojechaliśmy do weterynarza.Świnka dostała kropelki i od razu leki na grzybicę bo się okazało że już miała jej początki.Leki przyjmowała prawie 6 tygodni a że grzybek wcześnie wykryty,nie zdążył się rozwinąć.Pani weterynarz określiła płeć żeńską u mojego prosiaka,więc otrzymała ona wdzięczne imię Rozi.Gdy mała wyzdrowiała pomyślałam o towarzystwie dla niej więc kupiłam drugą samiczkę ale tym razem za symboliczną złotówkę od rodziny,której dzieci znudziły się prosiaczkiem.Mila była u nas już 2 tyg.więc spróbowałam połączyć prosiaczki i tu miłe zaskoczenie o dziwo żadnych walk czy ataków na siebie,ale gdy bliżej im się przyjrzałam coś mnie zaniepokoiło w podwoziu mojej Rozi okazało się że moja mała to samiec Świnki rozdzieliłam są w oddzielnych klatkach ale żyć się nie da piszczą za sobą strasznie(teraz już) Rozus gryzie kraty w nocy nie można spać Pokochaliśmy świnki nie chcieliśmy żadnej z nich oddawać więc zdecydowałam się na kastracje.Zabieg mam umówiony na 17 lutego w Częstochowie a ja strasznie się boję o mojego łobuza czy się uda i czy się wybudzi...Pani weterynarz która zabieg będzie przeprowadzać już nie raz kastrowała świnki i jeszcze żadna nie ucierpiała,ale to zawsze jest strach bo to jakby nie było kochany nasz misiaczek.Wiem że na forum są osoby które tez kastrowały swoje prośki więc proszę ich o wypowiedzi odnośnie tego zabiegu,rekonwalescencji po nim.Będę miała pewnie wiele pytań Przepraszam za tak długi post i pozdrawiam razem z Rozuskiem i Mileczką