
Od dwóch dni moja czarno- biała świnka (zdjęcia w galerii jeśli ktoś miałby ochotę zaglądnąć) stała się jakaś nieswoja, osowiała, siedziała w jednym miejscu, i zachowywała się dziwnie, jadła normalnie więc pomyślałam, że po prostu może taki ma dzień i tyle. Wczoraj stało się najgorsze, od rana "Śpioszek" zaczęła bardzo sapać i widać było, że ma trudności z oddychaniem, pojechaliśmy z nią do weta, który po osłuchaniu jej od razu powiedział, że coś z płucami, zmierzył temperaturę była w normie, od razu po badaniu w kilka sekund jej stan drastycznie się pogorszył, widać było, że się dusi, w momencie zadecydowaliśmy żeby ją uśpić, nie mogłam już patrzeć jak cierpi. Nigdy nie zapomnę widoku tak małego, bezbronnego zwierzątka walczącego o każdy oddech i życie. Tylko nie mam pojęcia jak to się stało, nie okazywała żadnych złych oznak choroby, miały ze mną dobrze, codziennie marchewka, sałata, pietruszka, zieleniny, suche siano, kolby i ziarno, biegały wolno po balkonie gdzie nie było żadnych niebezpiecznych przedmiotów. Mieszkam w Hiszpanii więc raczej zimno im nie było nigdy, a balkon zawsze jest w cieniu więc za gorąco też nie mały. Dodam, że obie mają 1,5 roku więc są jeszcze młodziutkie. Nie mam pojęcia co mogło im zaszkodzić....Jedyne zmiany w ostatnim miesiącu to dwa tygodnie u sąsiada, podczas gdy ja pojechałam na wakacje, sąsiad nie wydaje się osobą nieodpowiedzialną więc wierzę, że zajął się prośkami odpowiednio, dwa tygodnie temu po powrocie do domu czuły się normalnie, bawiły się i jadły jak zwykle. Wpadłam na głupi pomysł żeby nazbierać im trawy, którą z lubością zjadły, to był jedyny raz kiedy jadły tego typu "smakołyk" spod bloku, teraz zastanawiam się czy to nie było przyczyną, trawa taka mogła być czymś skażona tylko dlaczego drugiej śwince nic nie jest, do tego jak może trawa na płuca wpłynąć....??? Jestem załamana i tak mi strasznie żal mojej świniuni "Śpiocha" i jej samotnej teraz towarzyszki "Skype"





