Muszę się pochwalić, że u mnie też bardzo ładnie wszystko rośnie, wręcz można obserwować, jak całość idzie do góry z godziny na godzinę. Moje ''poletka'' stoją na parapecie w kuchni, która o tej porze roku jest już doskonale nasłoneczniona, to chyba najcieplejsze pomieszczenie w całym domu. Do tego pod parapetem jest kaloryfer... Wystarczy jeszcze podlać raz na jakiś czas, a efekt jest ekspresowy! Po 4 dniach od wysiania zieleninka była już gotowa, wprawdzie chciałam ją przetrzymać jeszcze przez 1-2 dni ale jak staruszka się dorwała... Trzeba było dać i reszcie

Niestety nie zdołałam zrobić jej wtedy zdjęcia, bo trzymałam ją akurat na rękach, owiniętą w ręcznik. Bardzo nad tym ubolewam. Ale za to uchwyciłam resztę swojej wesołej gromady:

Koko się delektuje, taka ilość wystarczy jej na jakiś czas.

U chłopaków natomiast po 5 minutach zostają same kikuty. Straszne z nich kosiarki, zwłaszcza z Lorda Biszkopta. Akurat na tym zdjęciu wygląda, jakby coś złego działo się z jego okiem. Pragnę uspokoić wszystkich: chłopak ma się dobrze

Pokazuje to tylko zaangażowanie, z jakim pałaszował ''trawkę''.
Przepraszam za ten syf i bobki wszędzie ale sami doskonale pewnie wiecie, że człowiek posprząta, nie zdąży się nawet obrócić i zaraz jest to samo

A jak już jesteśmy w temacie zieleniny, gratis dorzucam Carycę Kokosankę na posłaniu z ulubionego Dużego, w towarzystwie natki pietruszki. Sam cukier, prawda?:D

Ja już nawet się nie fatyguję z przetrzymywaniem tych obgryzionych kikutków z nadzieją, że coś podrośnie, tylko stawiam nowe pojemniki na parapecie. Moje świnki nie wyrywają roślinek z ''korzeniami'', mamy też kury, wyrzucam im więc resztki z ziarenkami i też mają się czym pożywić. Nic się nie zmarnuje! Niezły patent z tym sianiem bez niczego, koniecznie będę musiała wypróbować.