Witam. Byłam w trakcie pisania do Was z tym co mnie boli....z tym że mój prosiak chyba kona,chciałam pytać, szukać czy jest szansa na to że się wyliże ale niestety...śmierć go dopadła na moich rękach. Ale zacznę od początku.
W zeszłą niedzielę wymieniając ściółkę moim pupilom (2 samiczki 4 miesiące-Bartuś i Gabryś....tak wiem, imiona wybierał syn zanim jeszcze poznał płeć) zauważyłam że nie są takie jak zawsze tzn. z reguły po wymianie trocin świeże rozrzucały na prawo i lewo. Apetyt im dopisywał, pić piły tylko właśnie troszkę takie apatyczne. W środe jednak zauważyłam że w okolicach intymnych pojawiła się krew,na dodatek wpuszczone na mieszkanko wogóle nie biegały-co im sie nigdy nie zdarzało, przestały jeść, pić, robić kupe...wybrałam się z nimi do weterynarza. Zaczęło się leczenie objawowe-ciężko było stwierdzić z jaką chorobą wiążą się te objawy. Dostały antybiotyk, ziółka na apetyt, witaminy i miała być poprawa. Niestety następnego dnia niewiele się zmieniło więc ponownie udałam się z nimi do lekarza. Włączyłam pojenie strzykawką, karmienie tak samo no i zaczęły się wyprózniać. W razie gdyby mniejsza nie chciała jeść i pić to mieliśmy przyjść ją nawodnić bo straciła na wadze(każdą kostkę mogłam wyczuć, nie gruchała nawet jak ją głaskałam). Zauważyłam że jedzonko znika więc w sobote nie pojechaliśmy do wet-nic bardziej mylnego. Mniejsza owszem myszkowała w miseczce ale tylko żuła jedzonko i wypluwała. Dodatkowo zauważyłam że młodsza znowu przestała robić kupy a zamiast tego co jakiś czas wydostawał się z niej jakiś dziwny przeźroczysty śluź z pęcherzykami(strzelały pod palcami), nie ruszała sie już wogóle bo jej tylne łapy były bezwładne. NIe spałam całą noc dokarmiając ją, podając wodę, tuląc... Rano zadzwoniłam do wet i pani przyjęła mnie bez problemu-podała antybiotyk kolejny, steryd,jakie witaminki, nawodniła...macała,macała...bezwład kończyn tylnych. Zaleciła dokarmiać gerberkami bo musi coś jeść(nigdy nie spotkałam się z takim podejściem do gryzoni-tak czule, delikatnie i z sercem). Powiedziała że raczej świnki nie wychodza z takich objawów...ale będzie się starała pomóc. Wróciliśmy do domu-zaczęłam robić tak jak mi kazano. Najpierw jedzonko, później woda...Bartuś przelewał się przez ręce. Po 2 godzinach zauważyłam że bezwład złapał także i przednie łapki a po pół godzinie przy podawaniu wody miał cały czas otwartą buzię i chyba dopadło też to jego szczęki bo nie ruszał nic(zawsze oblizywał skrzykawke), woda wyciekała mu z buzi. I za chwilę nastąpilo właśnie to czego sie obawiałam. Bartuś miał bardzo przyspieszony oddech a tu nagle baardzo płytki się zrobił. 3 głębokie wdechy i odszedł...na moich rękach. Myślałam że skonam razem z nim:(( Problem polega na tym że Gabryś znowu przestał jeść, pić,znowu siedzi tylko w kącie. (dodam że brał się za jedzenie i picie jak widział że dokarmiam Bartusia). Pewnie to reakcja na brak towarzysza...pytanie może z samotności umrzeć? Czy może powinnam mu dokupić nowego zwierzaczka(choć szczerze przyznam nie chcę...nie chcę zastępować Bartusia nikim innym)? Był ktoś może w podobnej sytuacji? Boje się tych kilku pierwszych dni