Cześć Wszystkim. Jest to mój/nasz pierwszy post na forum, ale ze względu na okoliczności przejdę od razu do sedna. Temat dotyczy 3-letniej rozetki, Mimi. 3 lata upłynęły nam szczęśliwie na jedzeniu, spaniu i zabawach. W ostatnią sobotę ni z tego, ni z owego zaczęła krwawić - myśleliśmy, że z odbytu. 20 minut później byliśmy z żoną u weta, zostawiliśmy prosiątko na obserwacji, wykonano usg. Diagnoza: najpewniej guz macicy, mocno ukrwiony - z samego usg ciężko wyciągnąć szczegóły. Leki przeciwzapalne, antybiotyk, prokoagulacyjne. Wypis ze szczegółowym dawkowaniem i do rozważenia - operacja wycięcia połączona ze sterylizacją. W sobotę wieczorem świnka ponownie zaczęła krwawić, wydalać z dróg rodnych skrzepy krwi. Obdzwoniliśmy lecznice calodobowe, nigdzie nie było specjalisty od świnek/gryzoni. Z własnej inicjatywy podałem jeszcze raz cyclonaminę, leki przeciwbólowe. Żegnaliśmy się ze świnką, świadomi, że może nie dożyć rana. Niedziela, o dziwo przyniosła poprawę. Mimka miała apetyt, piła sama, była ciekawska, domagała się glaskania, po prostu 100% poprawa. Podajemy leki. W poniedziałek rano (teraz w zasadzie nie wiemy czy slusznie) pojechaliśmy do weta. Witaminy, leki, środki przeciwzapalne. Cała armata. Piszę, że nie wiem czy słusznie, bo wykonano również swince badania krwi, więc nie dość, że straciła jej tyle, to jeszcze kolejne kłucie i znów pozbawienie jakiejś dawki krwi. A badania chyba bez sensu, bo oczywistym było, że po takim krwawieniu wyniki nie będą dobre. No ale mleko rozlane. Przy odbiorze dowiadujemy się, że swinka znów podkrwawiala, i tu niestety następuje załamanie. Pewnie to zbieg okoliczności, może stres związany z wizytą się również przyczynił do pogorszenia, ale po odbiorze Mima nie jest już taka jak wcześniej. Przemęczona, brak apetytu, nie chce się ruszać, cały czas siedzi w domku, mało co je, nie chce pić. Dokarmiamy/dopajamy ją strzykawką, ale jest bardzo słaba. Jutro mieliśmy wziąć ją na kontrolę, głównie celem podania antybiotyku, ale chyba odpuścimy, boimy sie, ze jeszcze bardziej osłabnie... Zamiast zastrzyku będziemy podawać antybiotyk w tabletkach, codziennie w domu. Dzisiaj przyszły wyniki, kreatynina poniżej normy, próby wątrobowe podwyższone, erytrocyty i hemoglobina sporo poniżej normy. I teraz w zasadzie sedno, czyli dlaczego postanowiliśmy napisac: z Waszego doświadczenia, czy operacja ma w ogóle sens? Naczytaliśmy się tu, na forum, że narkoza potrafi być zabójcza dla zdrowych świnek, a co dopiero dla tak osłabionej... Z drugiej strony guz na pewno będzie się rozrastać, zacznie naciekać na narządy, Mimi będzie się męczyć. Teraz ciężko nam stwierdzić czy jest tak osowiała przez sam fakt istnienia guza, przez utratę krwi, przez podane leki, czy może wszystko na raz. Jeśli zabieg nie wchodzi w grę, to co wtedy? Pozwolić śwince wegetować tak jak teraz, czy jednak z bólem serca ją uśpić? Nie chcemy tego, ale nie chcemy też żeby mała tak konała. Z Waszego doświadczenia, czy w ogóle jest szansa z tego wyjść? Jakieś wskazówki, coś jeszcze możemy zrobić? Wszelkie rady od bardziej doświadczonych świnkowych opiekunów będą mile widziane... Pozdrawiamy