
Minął tydzień od jej śmierci, a ja nie potrafię z tym się pogodzić.

Była ze mną 6 latek, jak dla mnie zbyt krótko...
Zawsze witała mnie wesołym piskiem, gdy rano wstawałam, gdy wracałam do domu.
Gdy ją wołałam po imieniu zawsze do mnie przybiegała.
Nigdy mnie nie ugryzła, nigdy nie zawiodła. Była bardzo kochana, bezgranicznie mi ufała.
A ja się dręczę, że jej nie uratowałam, bo leczyłam na własną rękę, czytając posty, nie poszłam do weta i
teraz strasznie żałuję.Młoda nie była, ale może by jeszcze trochę pożyła.
Moje serce krwawi, bardzo mi brakuje mojego małego przyjaciela.
