Witajcie
Ten post piszę raczej po to aby ktoś podniósł mnie na duchu , a może i pomógł.
Gabryś , lat 5. Do ostatniego poniedziałku było wyśmienicie. Żywa , zwariowana świnka morska. Jest moim wspaniałym przyjacielem. Jednak kilka dni przed poniedziałkiem przestał jeść. Po prostu przestał. Nic nie zauważałem , dopóki w poniedziałek rano przed szkołą zauważyłem jak spadł ze schodków na piętro w klatce , gdyż nie dał rady wejść. Często wskakiwał tam nawet bez schodów. Był w stanie krytycznym. Natychmiastowy wyjazd do lekarza uratował mu życie. Diagnoza prosta. Przerośnięte zęby , przez co zaczynały go ranić co powodowało że nie jadł. Dostał zastrzyki i po dzień dzisiejszy je dostaje. Nikt nie jest pewny czy przeżyje. Wczoraj było nawet lepiej. Coś podpiskiwał , trochę się ruszał. A dzisiaj? Leży cały czas w jednym miejscu , pokarm który cały czas dostaje strzykawką ledwo przełyka i jest okropnie osowiały. Boję się o niego. Mama stara się wmówić sobie i mi że ma taki moment i może jutro będzie lepiej. Czy macie jakieś porady , coś byście mi pomogli... Jestem w strasznym stanie gdy wiem że mój przyjaciel obok którego się budzę i zasypiam od 5 lat może umrzeć.