Teraz jednak zaczynam mieć dość. Świnka ucieka z klatki jak oszalała. Wczoraj ganialiśmy ją całą noc. Jak zwiała, to znaleźliśmy po 4 godzinach. Nie muszę mówić, że mieszkanie przerzucone do góry nogami, noc z głowy i dla mnie i dla dzieci.
Wszystko zabezpieczyłam, cały tył klatki wyłożyłam dyktą (tylko to miałam w domu i całe szczęście, ze w ogóle miałam) - bo wymyśliłam, że Mała najprawdopodobniej prześlizgnęła sie między prętami klatki - odległość na 2 palce luzem między prętami (i miałam rację, bo wkładając ją do klatki, przepuściłam między prętami i spokojnie przeszła). Dziś rano budzę się, a świnka na środku pokoju i śpi. Niestety, jak się ruszyłam, to czmychnęła pod szafę. Od 4 ją ganiałam. Złapaliśmy pół godziny temu. Nie miałam pojęcia, którędy mogła wyjść, bo klatka zabezpieczona dyktami z dwóch stron, gdzie pręty ułożone są poziomo i swobodnie między nimi sie mieściła. Włożyłam Karolę do klatki i wzięłam sie za obserwację. Kiedy w domu zrobiło się cicho, Karolinka wyszła z domku, do którego uprzednio sie schowała, po czym kicnęła na dach drewnianego domku i przygotowała się do skoku górą

Położyłam drzwiczki od klatki (które wycięłam, żeby zrobić łączenie klatek) na suficie i już. Tylko mam wrażenie, że ona znów znajdzie sposób, żeby sie wydostac. Jest malutka, zmieści sie w każdą dziurę...
Jeszcze jedna taka noc i osiwieję - ze zmęczenia, ale przede wszystkim ze strachu o te małą akrobatke. Mam wszędzie dziury pod meblami, pod łóżkiem. Meble stoją na podwyższeniach. Kiedyś przyjdzie czas, ze ją nie znajdziemy...
Nigdy z żadna swinka nie miałam takich problemów. Macie jakies pomysły, co robić? Mam jeszcze jedną klatkę i miałam zrobić z niej pięterko, ale chyba zacznę zamykać malucha w niej osobno - przynajmniej na noce....
